Trochę się spóźniłam z zamieszczeniem tego postu przed Świętami, bo konsumpcja nastąpiła dopiero w Wigilię, ale na Sylwestra i przyszły rok będzie jak znalazł :) Może się jeszcze ktoś do niego dokopie ;)
Kiedyś życie było prostsze, ino miejsca mieli chyba więcej, albo gratów zbędnych mniej, bo mieściły się te wszystkie dzieże, garnce, butle, snopki, wiązki, tary i co tam jeszcze. Kiedyś barszcz robiło się w 1/4 z kwasu buraczanego, nikt nie "śnił" o kwasku cytrynowym, a kiszonkami nasza część Europy słynie. Mam małego, prywatnego bzika na temat dochodzenia do źródeł polskich potraw, więc skusiłam się na ukiszenie własnego barszczu. Nie tylko wyszedł, to jeszcze się sprawdził i poszedł do dobrych domów. W przyszłym roku będzie jednym ze składników paczek przedświątecznych dla przyjaciół, tylko muszę się postarać o jakieś gustowne naklejki. Skoro są winnice rodzinne, to może "kiszarnia rodzinna" też ma prawo bytu? ;)
5 sporych buraków
3 ząbki czosnku
2 listki laurowe
5 ziarenek ziela angielskiego
2-3 łyżki zakwasu chlebowego ew. piętka chleba razowego
1 łyż. miodu/cukru
Buraki wyszorować szczoteczką, chyba nie muszę mówić, że najlepiej zajmować się nimi w rękawiczkach i fartuszku?
Do wyparzonego garnka lub dużego słoja wkroić buraki, dodać zmiażdżone ząbki czosnku, pokruszone liście laurowe i ziele angielskie, miód/cukier oraz zakwas, ew. piętkę chleba razowego w zastępstwie zakwasu. Dlaczego piętkę? Bo łatwiej ją potem wyjąć niż rozlatującą się kromkę rozmokniętego chleba :)
Całość zalać wodą, tak żeby przykryła całość. Jestem szczęśliwą posiadaczką 5 l garnka do kiszenia z wodną "uszczelką", więc nie musiałam się bawić z gazą i wiązaniem. Wyznaję też pogardzaną przez większość teorię niemieszania swoich zakwasów, czy to na żurki, czy właśnie barszcz - jak do tej pory żaden zakwas nie miał mi tego za złe. Jeśli komuś zależy, to proszę bardzo, można mieszać 2-3 razy dziennie, taka jestem ugodowa ;)
Mój kwas postał sobie w spokoju, w pokoju 5 dni i tyle mu wystarczyło, ale przecież to wszystko zależy. Od temperatury pomieszczenia, zakwasu chlebowego/piętki chleba razowego i takich tam. Proponuję po 5 dniach powąchać kwas - jeśli pachnie przyjemnie, a do tego nie bąbelkuje jak oranżada, to trzeba go wymieszać, odcedzić i zlać do butelek. W chłodzie przechowywać aż będzie potrzebny, dokładnie tak jak kwas na żurek.
Wyczytałam w jakiejś starej książce, że to co po odcedzeniu zostało, buraki z resztą, można zalać ponownie wodą i nastawić kwas drugi raz. Tak zrobiłam i w niczym nie ustępował po paru dniach temu z pierwszego rzutu.
Sam wigilijny barszcz ugotowałam jak zwykle, tylko w ramach zakwaszenia właśnie dodałam kwas buraczany, do smaku, tak mniej więcej 1/4 objętości końcowego barszczu, czyli 1/3 tego co przed zakwaszeniem? Dobrze mówię?
Moja rodzina była zachwycona, różnica subtelna, ale wyczuwalna :)