niedziela, 8 grudnia 2013

najszybsza zupa-krem - fasolowa z kukurydzą i tartym serem

Przy Dużym Stole: najszybsza zupa-krem - fasolowa z kukurydzą i tartym serem

10 minut, w sumie, jeśli tylko macie gotowy bulion.

To trochę próba namówienia Was na jeden ze sposobów ułatwiania sobie życia, o którym już kiedyś mówiłam - warto przygotować cały gar uczciwego bulionu i pomrozić w silikonowych foremkach muffinkowych, a potem przełożyć porcję do worka strunowego… Jednorazowa robota, a jaka oszczędność czasu :)

10 minut… Coś trzeba dodawać? Że zupa jest smaczna, to oczywiste, gdyby nie była, to bym Wam nie podawała przepisu ;) Rozgrzewająca, sycąca, posypana tartym ementalerem. Można podać ją z grzankami, tostami (zapieczonymi z serem?), łyżką purée ziemniaczanego doprawionego gałką muszkatołową… To co? Przystępuję do rzeczy, bo tu już chyba nie trzeba niczego mówić chyba.

No dobrze, historia, krótka.
- Będę za 10 minut, droga była dobra. Głodny będę.
- Czekam :)

Przy Dużym Stole: najszybsza zupa-krem - fasolowa z kukurydzą i tartym seremnajszybsza zupa-krem
fasolowa z kukurydzą i tartym serem

(4 porcje po ok. 200 ml)

1 puszka dobrej kukurydzy
1 puszka białej fasoli
250 ml bulionu
wrzątek z czajnika
150 g śmietany 18%, gęstej
szczypta kurkumy, dla koloru
sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Fasolę wyłożyć na sito, przepłukać zimną wodą, dołożyć kukurydzę i zostawić do odcieknięcia.
Do garnka włożyć bulion, jeśli mrożony, albo wlać, jeśli płynnego używacie.
Dolać wrzątek z czajnika, 2-3 szklanki, tutaj dużo zależy od esencjonalności bulionu.
Dodać fasolę, kukurydzę i zagotować.

Teraz akurat jest czas na starcie sera. Warto kupić kawałek takiego lepszego, z mocnym smakiem i zapachem. Wystarczy po łyżce na porcję.
Zupę zmiksować blenderem ręcznym, doprawić solą, pieprzem, ziołowy też się sprawdzi, gałką muszkatołową i odrobiną kurkumy, jeśli chcecie uzyskać ładniejszy kolor.

Śmietanę zahartować dolewając do niej kilka łyżek gorącej zupy i mieszając dokładnie, jeszcze kilka łyżek, wymieszać i dolać do zupy.
Gotowe :)
Zupę już na talerzach, albo w kubkach, posypać startym serem.
Smacznego!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Łatwe naleśniki biszkoptowe, bez ubijania

Przy Dużym Stole: Łatwe naleśniki biszkoptowe, bez ubijania

 

Ciepłe śniadanie na poranki w pośpiechu, albo leniwe weekendy? Od teraz może będę jadać, wymyśliłam kilka dni temu szybkie, łatwe i smaczne, co najważniejsze, naleśniki biszkoptowe. Śniadań nie jadam najczęściej. Gdybym jadała, to chciałabym jajecznice na maśle, z 4 jajek, ale że we własnym wykonaniu mi nie smakuje, to jakoś się nie zazębia. Tak, wiem, wstyd i sromota, ale przecież nie mówię, że nie umiem, tylko że mi moja nie smakuje tak bardzo, jak zrobiona przez kogoś, tak?

Smakują mi za to naleśniki, w ilościach hurtowych najlepiej, z powidłami śliwkowymi mocno kwaskowymi, albo z serem, karmelizowane jeszcze na patelni (przepis na ciasto podstawowe, na opisowe oko taki hehe). Naleśniki mają dwie wady, tylko, jest ich za mało – zawsze, i trzeba chwilę przy garach postać – najczęściej. Chyba, że ma się minimum 4 jednakowe patelnie, 4 sensowne palniki i można sobie hurtem. Zakładamy, że nikt normalny nie ma w domowej kuchni 4 jednakowych patelni (dobra, po dwie kupuję, gdybym miała więcej miejsca i pieniędzy, to bym kupowała po 4, w naleśnikowym celu właśnie - nie jestem specjalnie normalna, ale to już wiemy).

Rozwiązujemy naleśnikowo-śniadaniowy problem w sposób kreatywny, robimy naleśniki biszkoptowe. Są grubsze, nie trzeba 30 na głowę, żeby się najeść, tym samym krócej się przy kuchence stoi, no i mają swój puszysty urok. Jeszcze tylko wyrzucimy z obrazu hałasowanie mikserem i jesteśmy w domu, tak? Biszkoptowe bez miksera, biszkoptowe bez miksera, niebieskie kwiatki z kolcami, niebieskie kwiatki z kolcami, czym to spulchnić, czym to spulchnić? MAM! Soda i maślanka!

PLUS jeszcze jeden – nie oklapują, spokojnie zimne można wrzucić do pojemnika, do drugiego nadzienie jakieś i zjeść sobie później, zabrać do pracy, “na drogę”.

 

Przy Dużym Stole: Łatwe naleśniki biszkoptowe, bez ubijaniaNaleśniki biszkoptowe
bez ubijania (4 szt. po 22 cm średnicy)

 

2 szkl. (500 ml) mąki
2 jajka
2 szkl. (500 ml) maślanki
1 płaska łyżeczka sody
3 łyżki cukru
duża szczypta soli

 

tłuszcz do smażenia
jogurt grecki/owoce/biały ser z miodem/konfitura do podania

 

Wszystko suche wsypać do miski i wymieszać dobrze rózgą, ale powoli, żeby nie wyglądać na koniec jak młynarz po ciężkim dniu pracy :)
Dodać mokre i całość jeszcze raz solidnie rózgą wymieszać.

Przygotować sobie chochlę, taką do zupy, moja ma 200 ml pojemności. Nagrzać patelnię, na gorącą dodać tłuszcz i smażyć na średnim ogniu (1 chochelka ciasta = jeden naleśnik puszysty) obracając w strategicznym momencie. Całą skomplikowaną procedurę powtarzamy jeszcze trzy razy i tu kończy się praca, a zaczyna przyjemność ;)

ps
to ciasto nie może stać za długo, bo soda się wyszaleje z kwaśną maślanką i powietrze z ciasta ujdzie. Nic puszystego z tego nie wyjdzie, nic a nic.

Gotowe, smacznego!

środa, 13 listopada 2013

Góry Izerskie jesienią

Góry Izerskie - moje ukochane, o każdej porze roku :) Czasem ta miłość wymaga więcej poświęcenia, kiedy się leje za kołnierz, albo nos odmarza, czy pot oczy zalewa, ale zawsze to wynagrodzą, zawsze.  Kocham nie tylko za widoki ze smaczkami i smakami, ale też za ludzi, których tam poznałam. Nie umiem powiedzieć jak różnych i wspaniałych.

Na nieciekawą aurę za oknem i ciemności egipskie trochę izerskiej kolorowej jesieni.

PS
Od początku ostrzegałam, że normalna nie jestem, w dziwnych się kocham. Dostanie teraz za swoje, kto nie słuchał jak ostrzegałam, kto na czas nie uciekł.

UWAGA!!!
Blog może i kulinarny, ale grzyby na zdjęciach NIE DO JEDZENIA…

Przy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, muchomoryPrzy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, muchomoryPrzy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, muchomoryPrzy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, muchomoryPrzy Dużym Stole: Góry Izerskie jesieniąPrzy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, muchomoryPrzy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, muchomory

Przy Dużym Stole: Góry Izerskie jesienią, brusznica

Chociaż trochę teraz cieplej?

środa, 6 listopada 2013

Mazury, 2008, ale jednak, część 1

Przy Dużym Stole: Mazury

Mazury każdy widzi inaczej, jak świat – przez pryzmat własny się ogląda.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że się w żeglowaniu zakocham. Gdyby ktoś zasugerował mezalians takowy, to bym się uśmiała w głos. Nawet się wtedy nie zakochałam, to uczucie, to całkiem świeża historia. Uwaga: zniechęcać będę: jakość zdjęć jest kiepska – te odzyskałam z czeluści Internetu, jako że oryginały odeszły do krainy wiecznych bajtów z poprzednim dyskiem; słowotok odzyskany z forum, gdzie o wyjeździe opowiadałam. Ktoś jeszcze chętny czytać dalej? ;)

[nie jestem doświadczonym żeglarzem, nawet niedoświadczonym nie jestem, więc sugerowanie się przy żeglowaniu opiniami laika mojego pokroju może się źle skończyć... nie sugerować się mi tutaj, dobrze?]

Trafił mi się przypadkiem, dawno temu, rejs. Przyjaciel, który zna mnie chyba lepiej, niż ja sama siebie, A. niejaki, taki od wspólnej wspinaczki, odkrywania sztolni, rajdów samochodowych… Taki sprawdzony w ekstremalnych sytuacjach... Zapytał dnia pewnego, czy się nie przejadę na Mazury, pożeglować w sensie. Przejadę, a juści! Nic to, że akurat mieszkam za tą granicą, gdzie większość rodaków teraz mieszka. Noooo i nie umiem pływać. Jak obieca, że mnie będzie szybko z wody wyciągał w razie wpadki, to się piszę. Bedzie wyciągał. To pojechałam. Dwa razy nie trzeba się pytać. W końcu na rejsie jeszcze nie byłam.
Zebrała się jakaś większa ekipa z mojego miasta i hurtowo wyczarterowali kilka jachtów. Świetnie, będzie więcej ludzi do wyciągania mnie z wody, a przy okazji spłacę starzejący się dług - za naprawę 2 laptokow obiecałam koledze (M.), odżywiającemu się głownie batonikami, zapełnić zamrażalnik domowym żarciem (pieniędzy nie chciał). Jest okazja.
Zapakowałam co potrzebne i przyleciałam do Polski. Już na lotnisku trochę mi zapał ostygł, bo okazało się, ze nie tylko ja jedna jestem w 100% zatapialna, bo na nasz jacht trafi jeszcze mama kolegi (pani H. w wieku gdzieś przed 70) i znajomy T. (50 z hakiem). Świetnie, na 4 osoby na jachcie pływać umie tylko A. Ale nic to.
Pani H., kobieta z tymi, no, wiecie czym. Bardzo ją i jej męża podziwiam. Że jej się chciało, niepływającej, na jachty!
Wyjechaliśmy wieczorem, przez sklep, żeby zakupy zrobić, bo ponoć nawet nędzna zupka chińska w porcie na Mazurach kosztuje 4 zł (!). Przystanek we Wrocławiu, żeby prowiant M. zostawić. M. nie odbiera telefonu, ale to te nic, damy radę. Na pierwszej z brzegu stacji benzynowej zapytałam, czy mi koszyka dla znajomego nie przechowają. Przechowali, a M. wysłałam sms'a, że odebrać ma w te pędy i jeszcze im flaszkę czegoś dobrego zostawić. Obwołano mnie naczelnym załatwiaczem rejsowym i pojechaliśmy dalej.
Dotarliśmy rano najpierw do Pięknej Góry, zobaczyć czy Bosman już jest. Było wcześnie rano i klimatycznie... na zdjęciu śpiewu ptaków nie widać, ale wyobrażamy sobie, takie poranne trele, ok?

Przy Dużym Stole: Mazury

Przy Dużym Stole: Mazury

Bosmana nie było, ale to zgodnie z planem. Popędziliśmy do Gierłoży, obejrzeć Wilczy Szaniec, bo bunkry to my lubimy pasjami.

Przy Dużym Stole: Mazury

Podobała mi się tablica pamiątkowa postawiona na miejscu baraku, w którym dokonano próby zamachu na Hitlera. Nie wnikam w konotacje historyczne, zwyczajnie piękny pomnik, w natłoku tych paskudztw zasłaniających swoją szpetotą kraj nasz śliczny.

Przy Dużym Stole: MazuryPrzy Dużym Stole: Mazury

Same bunkry trochę inne, niż się spodziewałam, inne niż te, które widziałam do tej pory na Włodarzu, Osówce w kompleksie Rihttp://pl.wikipedia.org/wiki/Rieseese, czy w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. Imponujące, ilość pracy, jaka w to włożono, infrastruktura, maskowania, ilość stali w tym betonie. Gdyby nie to, ze to Niemcy byli w tej wojnie be, to by mi było ich żal. Tak się starali, przygotowywali, planowali, a tu hurraaaaa... i Alianci ich rozłożyli na łopatki.
Jeszcze musieli te wypieszczone bunkry wysadzić uciekając. Te dachy skonstruowane jak wanny w przekroju, żeby móc je obsadzić zielonym go góry i schować, ściany pokryte zaprawą zmieszaną ze słomą, żeby mchem z czasem obrosły. Cel budowania jaki był, taki był, ale jak wszystko przemyślane!

Przy Dużym Stole: Mazury Przy Dużym Stole: Mazury

Przy Dużym Stole: Mazury

Wracając już do Pięknej Góry zauważyłam znak drogowy, do mojej kolekcji znaków lekkopółśmiesznych. Mam gdzieś jeszcze "uwaga renifery" z Islandii i sadzę się na "uwaga czołgi" koło poligonu, który kiedyś mijaliśmy :D.

Przy Dużym Stole: Mazury

Pomyślałam, że mam dwóch znajomych, którym się spodoba, przeżywają się pieszczotliwie nawzajem Łosiami :D Aaaa! Jeszcze jednego, którego ja Łososiem nazywam, bo “Łosiu” mu się nie podobało. Ale do rzeczy!

Jacht odebrany, sklarowany, kambuz (kuchnia icon_smile.gif ) opanowany, no to lecimy, yyy, płyniemy w sensie? Wiatru nie stwierdzono, zapadła więc decyzja, że lepiej załatwić kanały, bo tam i tak trzeba iść ze złożonym masztem i na silniku w większości. Kanały zobaczyć trzeba, a przynajmniej o nich doczytać.
Starym Kanałem Giżyckim z Jeziora Tajty na Niegocin, szlakiem przez Boczne, Jagodne, Szymoneckie, Szymon, Tołtowisko, Tałty, koło burżujskich Mikołajek. Nocowaliśmy w zatoce, na kotwicowisku naprzeciwko Mikołajek. Tutaj mapa Googlowa - może pomoże w moich zawiłych tłumaczeniach? Zaznaczona jest trasa drogowa, ale w jej pobliżu są wszystkie wspomniane jeziora, kanały miedzy nimi.

Widoki niektóre jak z innej epoki, na szczęście! Za dużo tych nowobogackich wstawek może nawet i Mazury obrzydzić.

Przy Dużym Stole: Mazury

Śmiesznie było, mijanie się z innymi jachtami w kanałach, czasem wąskich. Te wszystkie achy i ochy przy mijaniu innych, obserwowanie ludzi. Kto się pierwszy z kim przywita. Niby to wśród żeglujących zwyczajem uregulowane, ale ludzie, to ludzie, tylko ludzie ;) Generalizować będę przez chwilę... Ciekawe dlaczego Ci na lepszych jachtach oczekują, że ci na nie takich dobrych pomachają pierwsi? Maleńkie skorupki oblepione nastolatkami. Albo takie jachty na pełnym wypasie z przysłowiową niunia udrapowaną malowniczo do opalania i panem z kryzysem wieku średniego. Roboczo takie panie zwiemy Mariola. Znajomy opowiadał, że kiedyś widział jacht pt. "Kaprys Marioli" z taką, na oko, chyba 18 letnią Mariolą rozłożoną gołym plackiem :) Jak ludzie jachtu nie nazwą! “Lep na baby”, “I o to chodziło”, “Mam dłuższy”, “Teraz emerytura” :D Mnie zaciekawiła "asjopea", spotykaliśmy ją często bardzo.

Natura nie zawodzi za to. Po wyjściu z któregoś kanału spotkaliśmy takie cudo!

Przy Dużym Stole: Mazury

Przy Dużym Stole: Mazury

Na wysokości Mikołajek złapała nas solidna burza, ta co to "4 tyś gospodarstw bez prądu". Zaczepiła nas tylko bokiem, ale wszyscy na wszelki wypadek wskoczyli w kamizelki. Panią H. i T. wysłaliśmy pod pokład, żeby nie widzieli co się dzieje i w razie "w" nie szwendali się pod nogami. Lepiej, żeby się też nie stresowali.

Zdjęcie z początku burzy, bo potem już nie chciałam ryzykować, że aparat przemoczę. Twarz A. jest jak najbardziej w porządku, cyfrowo zamazałam ze względów oczywistych :)
Niesamowite, dla mnie, jak się inaczej patrzy na pogodę na wodzie, albo w górach.
Taka burza w mieście, to żadne przeżycie, niewygoda najwyżej. Na wodzie zupełnie cos innego. Z żywiołami walczyliśmy rofl.gif
Większość ludzi uciekała do portów, tylko Ci którzy szli dalej patrzyli na siebie nawzajem znacząco. Szli, bo wiedzieli, że uciec nie zdążą sensownie, więc bezpieczniej może przeczekać z dala od wszystkiego, na co można zostać zepchniętym. Teraz to śmiesznie brzmi, ale wymienia się takie uśmiechy uznania.
No i było co przeżywać wieczorem icon_smile.gif

Przy Dużym Stole: Mazury

Po śniadaniu następnego dnia popłynęliśmy do Galindii. Nazwa krainy historycznej, ale przybytek współczesny też Galindią się zowie. Niesamowite miejsce. Półwysep u ujścia rzeki Krutyni do Jeziora Bełdany.
Historycznie to: "Galindia, kraina historycznego plemienia Galindów. Obejmuje obszar około 20 ha w centrum Puszczy Piskiej na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego. Okolice Iznoty od V wieku p.n.e. do XIII zamieszkiwały plemiona Galindów, o których pisali kronikarze rzymscy m.in. Tacyt i Ptolemeusz. Przez Galindię przebiegał Szlak Bursztynowy [...]Nasza Bursztynowa Komnata jest zbiorem przepięknych wyrobów ilustrujących czas przeszły, stanowiąc równocześnie głębokie przesłanie dla następnych pokoleń. Obecny wódz Yzeggus II wskrzesza i kontynuuje uniwersalne idee Galindów."
Współcześnie - nazwa ośrodka zbudowanego przez jakieś małżeństwo. Wszystko tak niesamowicie dopracowane! Wypieszczone. Wszystko frontem do klienta.

Pomost od strony wody, też w duchu czasów. Z dyżurna Galindką, pobierającą opłaty za wstęp. Tylko 5 zł za jacht, bez względu na ilość załogi, co w porównaniu z innymi cenami (10-15 zł za parkowanie, 7-15 zł za ciepły prysznic, całe 6 minut) nie było wygórowaną ceną.

Przy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury Galindia

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Tutaj przewoźny bar, jak zauważyłam dopiero na zdjęciach - widzicie te zasłonięte juta rury wychodzące z beczki? W dużym zbliżeniu, na monitorze komputera, zauważyłam, że to rury od zamaskowanej beczki z piwem :)

Przy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury Galindia

Wejście do jednego z bocznych budynków, z przodu był bar, a to wyjście z zaplecza.

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Na terenie ośrodka jest wiele miejsc piknikowych, miejsc do grillowania, zabaw integracyjnych. Naprawdę zachwycające, jak wszystko zadbane, przemyślane, postarali się ukryć wszystkie gniazdka, lampy, latarnie, czy same grille, rozrzucone w strategicznych miejscach półwyspu.

Zwróćcie uwagę, że nie uszkodzono żadnego z drzew, jeżeli rzeźby są na żywych drzewach, to zostały nałożone na pnie.

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Przy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury Galindia

Wnętrze głównego budynku też imponujące, dopracowane jak wszystko. Żałuję, że nie miałam ze sobą statywu, żeby zrobić zdjęcia barów, ale mam za to sale chyba śniadaniowa. Zaimponowało mi, ze nawet duperele w konwencji, nie postawili plastiku :)

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Przy Dużym Stole: Mazury GalindiaPrzy Dużym Stole: Mazury Galindia

Nie znam przeznaczenia pomieszczenia na zdjęciu poniżej, ale popatrzcie tylko...

Przy Dużym Stole: Mazury Galindia

Ale, że myśmy tam pływaj się wybrali, to wracamy na wodę - popłynęliśmy do Ruciane-Nida. Przez Jez. Mikołajskie, Bełdany i Śluzę Guzianka, głownie dla śluzy właśnie, no i stacji benzynowej :) Znów link do mapy, drogowej, więc sobie wyobraźcie drogę z A do B, ale wodą. T. jeszcze kupił wędkę z przyległościami, bo w tzw. międzyczasie pani H. opowiedziała mu, że bym sobie zjadła rybę, taką tylko w mące obtoczoną, i na patelnię. Do końca wyjazdu sukcesywnie zad odmrażał, żebym ryby miała :)

Przy Dużym Stole: Mazury wędkarzSpotkaliśmy "asjopeę", która okazała się "Kasjopeą", tylko z "k" odklejonym na jednej burcie :) Wróciliśmy mniej więcej tą samą trasą, ale zajrzeliśmy na Śniardwy. Piękne są. Niestety zdjęć nie robiłam, bo trzeba było zając się sznurkami od tych szmat ;) Śniardwy to obszar ciszy, na silniku nie można i wchodzi się już na żaglach przez ten przesmyk wąski. Oczywiście wychodząc ze Śniardw spotkaliśmy kogo? Kasjopeę. Spotkaliśmy też Chopina. Szkoda tylko, że na pokładzie kapela żałośnie pogrywała jakiś kawałek disco polo. Serce się kurczy na taki widok. Żagle rozwinięte byle które, na pokaz tylko, taki łabędź ze skrzydłem na temblaku.
Spotkaliśmy też "Szeherezadę", jeden z PKS'ów. Wyglądał też jak Szeherezada, ale ta kiepska, pomalowana w ciapaje, z wizerunkiem pokurczonej kobiety na burcie. Pomyślcie o brzydko pomalowanej ciężarówce. Do tej pory takie PKS'y mazurskie kojarzyły mi się z siwym kapitanem, witającym gości przy trapie, białymi koszulami, dumą jakaś. Zniszczyli mi dzieciństwo tą Szeherezadą ;)

Przy Dużym Stole: Mazurskie kanały

Nocowaliśmy na kotwicowisku, niedaleko poprzedniego. Przybijamy do pomostu i kto już przy nim cumuje? Kasjopea.
Oczywiście spektakularnie poślizgnęłam się na pomoście przy łapaniu cumy :) Zdjęć nie mam ;-P Ledwo zacumowaliśmy, a T. już rozłożył wędkę i poleciał do lasu na sekundę. Jakoś od słowa do słowa, uradziłyśmy z Panią H., że trzeba T. podpiąć do wędki puszkę tuńczyka. 400 g akurat miałyśmy :D Żeby chłop nie mówił, że ryby nie ma, taaaak? Wysłałam A. pilnować, żeby nas T. nie nakrył na gorącym uczynku. Panowie z Kasjopei mieli niezły ubaw oglądając jak się motamy z wędką.
- T.? A co to znaczy, jak spławik po powierzchni pływa?
- że grunt źle ustawiony...
- T.? to chyba masz źle grunt ustawiony...
No i do tej pory mi łzy lecą, jak sobie przypomnę minę T. jak te puszkę tuńczyka ujrzał na końcu żyłki :D

Przy Dużym Stole: Mazurskie wędkarz

Teraz na zanętę zdjęcie dziś ostatnie. Zanęcam, żebyście wrócili na drugi kawałek podróży po Mazurach, oglądanej moimi oczyma :)

Przy Dużym Stole: ryba smażona w tłuczonych paluszkach

LinkWithin

Blog Widget by LinkWithin