U mnie ostatnio często dary lasu, najchętniej prosto z rodzimego krzaka. Wizualizujemy – leżymy na plecach na porosłej miękką trawą pochyłości, na brzuchu stoi nam kubeczek słusznych rozmiarów z jagodami, malinami, czy co tam Wam sprawi przyjemność. Niewielkie chmury, z cyklu tych niegrożących deszczem, leniwie przesuwają się po niebie… Są jakieś lepsze desery? No dobrze, są. Wyjadamy z kubka leżącej obok nas Ważnej Dla Nas Osoby. Możemy jeszcze podpijać jej kawę :) Nigdzie się nie spieszy, można, ale nie trzeba i tak też jest dobrze :)
Jakoś tak jestem skonstruowana, że w przypadkach ciężkiej myślenicy muszę do lasu i natychmiast robi się lepiej. Opowiadałam Wam już o tym kiedyś, nawet chyba ze dwa razy? Od tej reguły zdarzył mi się tylko jeden wyjątek, ale biorąc pod uwagę średnią, to nic nie ma takich osiągów. Pokażę Wam trochę widoków różnej maści z mojego miejsca na ziemi, może to coś pomoże na troski dnia codziennego. Zapraszam na deser :)
Można zaryzykować stwierdzenie, że lato ma się ku końcowi, jeszcze będzie podrygiwać, drugi weekend września powinien być w sam raz na Tatry. Kiedyś zwrócił moją uwagę na taką prawidłowość kolega i Mentor, ale o tym ciiiii, bo się Zającu speszy ;) Od 7 lat już chyba patrzę na tę pogodę w drugi wrześniowy weekend i jeszcze się nie zawiodłam. Obserwujmy razem, dobrze?
Tymi ostatnimi razami starałam się mocno unikać szlaków, tłumy były dodatkowym bodźcem, normalnie z przyzwyczajenia i chęci zobaczenia czegoś innego niż statystyczny turysta, chodzę bokami.
Pojutrze jeszcze kilka zdjęć, teraz pora się szykować do ważnego spotkania. Dziękuję za wspólny spacer :) Dobrej nocy!