Co za tydzień! Zepsuł się mój ukochany laptop, tak na początek. LCD jednego dnia odmówiło posłuszeństwa, niby coś widać, jak się bardzo chce zobaczyć, ale to tyle. Po kilku restartach, zamykaniu/otwieraniu nagle mu przeszło. Podziałał dzień jeden i znów to samo, świadomości nie odzyskał. Po co ja go na noc wyłączyłam %$#$#%$#! Wyczytałam gdzieś na forach internetowych, że, sądząc po objawach, część zwana inwerterem, taśma między inwerterem a resztą, albo podświetlenie monitora odpowiedzialne jest za umilenie mi życia. W całej swej przebiegłości wywnioskowałam, że to taśma. Bo przecież inwerter albo by był zepsuty i przestał działać na amen, albo by nie był i działał. Na zasadzie “drzwi mogą być albo zamknięte, albo otwarte.
Zamówiłam taśmę, rozkręciłam laptopa (zdejmowanie ramki LCD wcale nie jest takie łatwe, jak wygląda na Youtube…), wymieniłam taśmę i co? Ano NIC. Dalej nie dział, świnia. Czy on nie wie, że ja go tak kocham, że życie bez niego już nie jest takie samo?!
Zaczęłam szukać inwertera… Tu sprawy się komplikują, bo inny jest potrzebny do LCD produkcji Samsunga, inne do LG a jeszcze inne do Hitachi. Wszystkie mają/miewają ten sam numer… %$#^$%#. Oczywiście do kupienia na miejscu są nie te, którego potrzebuję. Najbliższe w Chinach, Hong Kongu i USA. Przecież to dwa tygodnie zaprzęgiem! Tłumaczenie do zrobienia! W pożyczanym laptopie klawiatura ma wszystko w złym miejscu i nie ma programów, których potrzebuję…
Dziś udało mi się znaleźć potrzebną część, prawie 20 z przesyłką, niech to. Gorzej jak się okaże, że to jednak podświetlenie… Będę bez laptopa i 35 w plecy…
Żeby mi nie był za dobrze, to właśnie dziś kolega (!) zauważył, że przegląd mojego samochodu skończył się wczoraj. Bosssssko, zwłaszcza, że bez przeglądu jeździć mogę tylko na wcześniej umówioną wizytę w punkcie kontroli pojazdów. Bosssssko tym bardziej, że jeździć dziś musiałam, zawieźć/odwieźć/przywieźć owego rzeczonego kolegę do mechanika odebrać jego samochód (który zepsuł się w najmniej odpowiednim momencie) i jeszcze kupić części.
W punkcie kontroli powiedzieli mi, że najbliższy wolny termin mają we wtorek i pewnie nigdzie indziej wcześniej nie, bo w poniedziałek święto… Udało mi się „wynegocjować” u miłego pana, że gdyby dzwoniła do nich policja (którą ubóstwiam, wszyscy to wiedzą, serio!), to powie, że właśnie na mnie czeka i gdzie do diabła jestem, bo oni chcą już zamykać… Wiem, wiem, ale co miałam zrobić?!
Podjechałam do właśnie oswojonego mechanika, żeby zerknął dlaczego ew. moja Felcia ukochana i wierna (jak do tej pory tfu tfu) by mogła przeglądu nie przejść. Lepiej się upewnić nim wydam 40 na przegląd. I co? Zgadujecie czy pisać? Komputer stwierdził, że z tego co nim sprawdzić można, to generalnie gitarra, tylko trochę niskie napięcie gdzieśtam, więc pewnie sonda lambda (cokolwiek to jest) się kończy i może rozłożyć na łopatki badanie emisji spalin. Czyt.: trzeba ją wymienić - kolejna 100 z robocizną… Miły pan mechanik nic mnie nie skasował za podłączenie Feli do komputera, chwała mu za to. Wiem, upiekę mu śliczny chleb w podziękowaniu, może to nie mięcho ani fisch-and-chips, ale kto wie ;)
Gdybym wiedziała, to bym nie kupowała na początku tygodnia tej długo oczekiwanej lampy błyskowej z eBay’a w dobrej cenie. Taki właśnie tydzień. No ale nie urodziłam się gdzieś w Afryce jako Tutsi czy Hutu, albo w Strefie Gazy, czy innym Wietnamie, to na co ja narzekam? Dwie ręce mam, nogi i wszystko inne też miarę na miejscu, chociaż z wiekiem migruje ku południu ;) Mówiłam, że mam kilka siwych włosów? Jak tak dalej pójdzie, to będę naturalną blondynką i nie będę się musiała martwić, czy odcień oby nie za żółty ;) Nikt nie obiecywał, że mam dobrze w głowie, proszę nie kręcić nosem. Komuś się musiałam wygadać przecież (już widzę te spadające statystyki odwiedzin na stronie hehe).
Z uwagi na powyższe… (przypomniało mi się, kiedyś mama dostała pismo urzędowe z takim „kwiatkiem” – „z uwagi na powyższe proszę jak na wstępie” huhuhu). Z uwagi na powyższe blogowanie leży i kwiczy, nie oddałam znajomym zdjęć dziecka, miałam czas wyprasować wszystko co nie uciekało (nie lubię prasować), nie mam na czym pracować i nie miałam czasu myśleć o gotowaniu (prawie niemożliwe).
Z pomocą przyszedł mi „Tydzień z ciecierzycą” w tym roku znów zorganizowany przez Agę-aa z blogu (nie bloga, tutaj można o odmianie tego słowa poczytać)Eksperymentalnie (tutaj zaproszenie, a tu będzie podsumowanie).
Im głębiej brnę w te wspólne imprezy, tym większą ignorantką się okazuję. W szafce może i jest mąka z ciecierzycy, ale stoi tam już chwilę, użyłam jej ze dwa razy (m. in. robiąc cebulowe bhaji), sama nigdy jeszcze nie gotowałam niczego z ciecierzycy. Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego? Właśnie.
Jak na razie dowiedziałam się, że dużo smaczniejsza, ładniejsza i o lepszej konsystencji jest ciecierzyca gotowana samodzielnie, nie ta z puszki. Jej! Prawie listę pana Marka N. przegapiłam przez te wywody (tu się słucha odpowiedniej radiostacji we właściwym czasie).
Soczewicę suszoną trzeba noc wcześniej namoczyć (250 g w ok. 3 szkl. wody, ponoć dodaje się też czubatą łyżeczkę sody, jeszcze nie wiem dlaczego…), następnego dnia odsączyć, przepłukać, wrzucić do garnka, zalać świeżą wodą tak 4-5 cm powyżej ziaren i gotować 30-40 minut, do miękkości. Dobrze odcedzoną można kilka dni przechowywać w zamkniętym pojemniku w lodówce.
O! Już wiem po co ta soda. Ma pomóc pozbyć się cukrów złożonych (mam nadzieję, że dobrze tłumaczę), a moczenie ma zapoczątkować zmianę węglowodanów złożonych na prostsze, a to wszystko, żeby potem atmosfera była czystsza, jeśli wiecie co mam na myśli ;).
Ponoć najbardziej wartościowa (i najmniej wydymająca) będzie ciecierzyca/fasola, którą się namoczy min. 8 godzin w wodzie zmienianej 2-3 razy, odcedzi, przepłuka, zostawi na dzień, żeby pomyślała, że czas kiełek wypuścić, bo dzięki temu zawarte w niej substancje zapasowe zaczynają się przekształcać w te potrzebne jej do zasilenia młodej rośliny. Co znaczy, że w nagrodę dostaniemy całe mnóstwo zdrowych rzeczy, jak w każdych kiełkach, i jeszcze skrócony czas gotowania w promocji. Swoją drogą bestialstwo - fasolka czy inna ciecierzyca się spokojnie moczy, myśli pewnie, że sobie zaraz kiełek wypuści, rozmnażanie jej w głowie, a my ją podstępem do gara :)
Znalazłam dziś ciekawą stronę, nie mam czasu jej przejrzeć, więc sobie tu zapiszę na zaś (uroki używania cudzego komputera…), państwo wybaczą :)
Meksykanie, by złagodzić wiadome skutki spożywania dużych ilości fasoli, doprawiają ją ziołem o nazwie epazote.
Mam na razie 2 puszki ciecierzycy, trzecią kromkę chleba z ogórkami z zalewy musztardowej (takie mocno spóźnione śniadanie) i dylemat – co z tej ciecierzycy ugotować. Ponoć dobrze komponuje się z oliwą, olejem orzechowym, sezamowym i z awokado, masłem, rozmarynem, tymiankiem,listkami laurowymi, szałwią, pietruszką, kolendrą, kminem, kurkumą, gałką muszkatołową, cynamonem, ricottą, parmezanem, boczkiem, cytryną, limonką, skórką pomarańczową, rukolą, rzeżuchą, pomidorami, groszkiem, cukinią, oberżyną, ziemniakami, makaronem, owocami morza, rybami o białym mięsie. Byłoby szybciej jak bym wymieniła z czym się komponuje źle ;)
Ugotowałam curry z ciecierzycą, moczę jeszcze kolejne 500 g suszonej, bo strasznie mnie korci zrobienie prażonej ciecierzycy, takiej do podgryzania – ponoć chrupka nieziemsko. Przykro mi, ale zdjęcia będą dopiero kiedy uda mi się komputer uruchomić. Tymczasem sam przepis.
1/2 łyżeczki ziaren kolendry
1/2 łyżeczki ziaren kminu
1/2 łyżeczki ziaren kopru
2 łyżeczki kurkumy
duża cebula
3-4 łyżki oliwy
1-2 ząbki czosnku
2-3 cm korzenia imbiru
2 puszki ciecierzycy
4 marchewki
1 pietruszka/pasternak
1/2 małego selera
ew. groszek mrożony
puszka pomidorów
sól, chilli/tabasco
3-4 łyżki jogurtu naturalnego/1/2 puszki mleka kokosowego
sok z połowy limonki
ew. szczypta cynamonu
Najwygodniej będzie zacząć od obrania i umycia wszystkich warzyw i pootwierania puszek oraz dokładnego przepłukania ciecierzycy. Marchew, pietruszkę/pasternak i seler pokroić na mniejsze kawałki (tutaj opisałam sposób krojenia podłużnych warzyw, jest też kilka zdjęć)
Rozgrzać garnek, w którym curry będzie gotowane, wsypać kolendrę, kmin i koper. Mieszając co chwilę podgrzewać ziarenka, aż zaczną intensywnie pachnieć. Przesypać je do moździerza i utłuc. Łatwiej się to robi jeśli doda się do nich szczyptę soli, najlepiej morskiej.
Do gorącego garnka wlać oliwę, szybko pokroić cebulę w kostkę, wrzucić na oliwę, dodać szczyptę soli i wymieszać. Posiekać czosnek, dorzucić do cebuli i smażyć aż cebulę stanie się szklista. Czekając na cebulę trzeba posiekać imbir (jeśli zastępuje się go mielonym, to dodaje się go do dania w tym samym czasie co kurkumę) i dodać do niej pod koniec smażenia.
Do zeszklonej cebuli wsypać ubite w moździerzu przyprawy i kurkumę – smażyć chwilę mieszając. Dodać pokrojone warzywa, przesmażyć je chwilę z cebulą, dodać pomidory z puszki i dokładnie przepłukaną ciecierzycę. Jeśli płynu w garnku jest zbyt mało można dodać soku pomidorowego, albo wody, ale nie wszystkie warzywa muszą być zanurzone. Proszę się nie martwić, że woda rozrzedzi smak potrawy, będzie jeszcze miała czas odparować. Doprawić solą i chilli, albo tabasco, ew. można dodać szczyptę cynamonu.
Całość dusić, aż warzywa zmiękną, ale ciągle jeszcze będą jędrne. Nie dążymy do konsystencji marchewki rozgotowanej na śmierć rodem z babcinego rosołu. Jędrne warzywa pozwolą przechytrzyć własny organizm – gryzieniem przedłużając posiłek nie tylko przyswoi się więcej substancji odżywczych z jedzenia, ale także da czas żołądkowi, by mógł zorientować się, że jest pełny (zjemy o wiele mniej). Chwię przed końcem duszenia można dodać kilka garści mrożonego groszku.
Na koniec duszenia dodać sok z limonki i jogurt (dobrze go zahartować przed dodaniem do potrawy mieszając z kilkoma łyżkami gorącego sosu).
Podawać jako samodzielne danie lub z chlebem.
Do sprawdzenia jeszcze wynalazłam takie dania:
ciecierzyca w złotym sosie Karhi (Kabli Chana Karhi)
ciecierzyca z wołowiną i świeżą kolendrą
Jeszcze pikle, które chce zrobić w najbliższej przyszłości.
p.s.
Wie ktoś może i powie czy można kalibrować monitory w laptokach - właśnie się zorientowałam, że pożyczany laptok zupełnie inaczej niż mój Dell pokazuje zdjęcia. Może serwuję Wam od zawsze takie szaro-buro-bylejakie i nie wiedziałam o tym?! Help! :)
19 komentarzy:
Alez skad, Twoje zdjecia wcale nie sa szaro-bure, sa jasne, kolorowe, wyrazne... Po prostu piekne:)
Wspolczuje problemow z laptopem i czekam na fotke curry z ciecierzyca:)
Pozdrawiam!
ehhh jak się wali to wszystko, coś o tym neistety wiem!
a curry brzmi pysznie, tylko się zastanawiam po co do niego soczewicę moczyłaś ;) chyba chochlik do opisu się wkradł ;)
co do złagodzenia dolegliwości związanych z tym strączkiem, to podobno warto też pozbawić ją tych delikatnych błonek/łupinek, choć to syzyfowa robota jak dla mnie ;)
i dziękuje za informację dotyczącą odmiany słowa blog, postaram się zapamiętać ;)
Konsti - uffff, dziekuje :)
Aga-aa - moze ja w niewlasciwym miejscu uwage poczynilam, ale to o odmianie to w zaden sposob nie pilo do Ciebie. Odmieniajac slowo blog zawsze sie zastanawiam czy dobrze to robie, sprawdzalam juz kilka razy, ale z moja skleroza lepiej napisac, moze wreszcie zapamietam.
Aga-aa nie chochlik moczyc kazal ciecierzyce :) W przepisie jest z puszki i to dobrze. W przydlugawym wstepie moje dywagacje nt. ciecierzycy jako caloksztaltu :) Tak jak pisalam - wczesniej jej nie przygotowywalam nigdy, mysle, ze nie jest w Pl popularna, moze komus sie jeszcze przyda informacja. Mam do wyprobowania jeszcze kilka przepisow, wiec sobie mocze i skielkuje to 500 g, ktore kupilam wczoraj, zobacze co mi z tego wyjdzie :)
Ola, wspolczuje :(
Czasami jak sie wali, to wszystko na raz, cos o tym niestety wiem ;) Dzis dla odmiany bylam drugi raz na pogotowiu, bo mi sie zator chcial zrobic ;) ale mu na to nie pozwolilam, i teraz codziennie sobie bede robic zastrzyk na krazenie :D
A przygod z lapkiem nie zazdroszcze i bardzo Cie podziwiam, ze masz sile i cierpliwosc sie tym zajmowac.
Trzymam kciuki by szybko bylo z gorki!
Pozdrawiam!
Bea! Trzymam kciuki za Ciebie mocno, za krazenie i reszte, zeby dobrze bylo i sie przestalo walic z kazdej strony. Dziekuje Ci bardzo za mile slowa :-* Przekonuje sie, ze tak jak podejrzewalam - moje problemy, to nie prawdziwe problemy, to niewygody jedynie. Jesli jakos Ci to polepszy samopoczucie choc troche, to moge w ramach kibicowania Twoim zmaganiom znalezc jakies pompony, kiecke plisowana juz mam, ukladu naucze sie z TV... :> Co powiesz?
Hmmm... kto wie, moze taki taniec z pomponami by mi faktycznie nastroj poprawil? ;)
Olu, dziekuje Ci za wpis u mnie i za 'propozycje'! (nie wiem czy juz czytalas moja 'odpowiedz' ;) ). To niesamowicie mila propozycja, tylko jako urodzona realistka zastanawiam sie, czy faktycznie cos mozemy tym wskorac... No i nie chce sie narzucac, przeciez nie ja jedna mam zamknietego bloga :/
Moze nie zaszkodzi sprobowac?
W koncu jesli nikt nie protestuje, to najwyrazniej wszystko jest ok. Wydaje mi sie, ze takiej ilosci listow, ktore mozna by wyslac nie beda mogli zignorowac.
Ide poczytac terms and conditions, wydaje mi sie, ze nie graja zgodnie z zasadami.
Olu, Twoja propozycja jest naprawde niesamowicie mila! Zobaczmy czy beda chetni ;) i co moze z tego wyjsc ;)
Pozdrawiam cieplutko!
:*
Kochani, uprzejmie donosze, ze dodalam zalegle zdjecia :)
I ktoś się chyba na nie połaszczył: http://urodaizdrowie.pl/curry-z-ciecierzyca-2
Pozdrawiam
Usagi, dziekuje slicznie za sygnal-znak. Okazuje sie, ze faktycznie sie polaszczyla, jedna z 3 osob z redakcji "Urody i zdrowia"! To juz przesada, zeby oficjalni pracownicy portalu kradli przepisy. Oczywiscie wystosowalam maila odpowiedniego, zdam relacje jak poszlo.
Dostalam odpowiedz, szybko poszlo. Cytuje:
witam
przepis nadesłany przez naszego czytelnika Marta został usunięty - nie publikujemy cudzych przepisów, dziękujemy za czujność i zachęcamy do zamieszcznaia przepisów również na naszym portalu po zarejestrowaniu się, dodawania galerii zdjęć, prowadzenie bloga.
życzymy miłego dnia - redakcja portalu
Hmmm, dostalam prawie to co chcialam.
Olasz, niestety Twoje zdjęcie i Twój przepis ponownie się pojawił na tym portalu. Podaję linka: http://urodaizdrowie.pl/kuchenne-pogawedki-ciecierzyca
Dzwoniłam, rozmawiałam z panią dr n.hum. Ewelina Szadkowska, przepraszają usuną, oni nie mogą kontrolować co zamieszczają ich współredaktorzy.
O nie, nie tym razem. Albo płacą fakturą za kolejne umieszczenie zdjęcia mojego, albo zapłaci umieszczająca. To ich oduczy! Nie mogli ładniejszego ukraść, jak już postanowiłam burzę w szklance wody robić?! ;)
p.s. Łyżko, dziękuję ślicznie za czujność i informacje ;-*
Trafiłam przypadkiem na tą stronę szukając przepisu na ciecierzycę i... zobaczyłam zdjęcie, które wcześniej widziałam u Ciebie. Taki przypadek ;-) I nie wierzę, że oni nie mogą kontrolować treści umieszczanych przez ich współpracowników! To naprawdę nie sztuka odnaleźć autora zdjęcia - trzeba tylko chcieć!
Jeśli znajdę w sieci jeszcze jakieś Twoje zdjęcie, to dam znać ;-)
Widzisz, to już 3 raz jak sobie ukradli moje zdjęcie, dokładnie to, i "zapożyczyli" przepis. Przepis nie jest cytowany dokładnie, więc tu nic nie wskóram, ale ze zdjęciem to już przesada ostra, prawda?
Zdecydowanie tak! Widzę, że zdjęcie już zniknęło... Ale mam nadzieję, że tak łatwo się nie wykpią od odpowiedzialności :-)
Prześlij komentarz