7 tydzień wspólnego pieczenia w Weekendowej Piekarni, tym razem Tatter wybrała Bialys, bułki polskiego pochodzenia popularne w Nowym Jorku. Korzystałam z przepisu podanego na stronie Tatter.
Zawędrowały tam z białostockimi Żydami aszkenazyjskimi, gdzieś na przełomie XIX i XX w. i pięknie wpisują się w trwający właśnie Festiwal kuchni żydowskiej zorganizowany przez Sinistrę z forum Cincin.
Tradycyjnie mają średnicę do 15 cm i konsystencję podobną do tej, którą mają bajgle. Wgłębienia w środku wypełnione są posiekaną cebulą z dodatkami - czasami jest to czosnek, kiedy indziej pokruszony chleb, czosnek, czy mak.Bialys doczekały się nawet książki sobie dedykowanej - w 2002 Mimi Sheraton wydała Bialy eaters. O tej książce mówi się, że jest epopeją białostockich Żydów. Autorka zaciekawiona Bialys trafia do Białegostoku, chce napisać o historii bułek, o historii ludzi, którzy je stworzyli.
Nie znajduje tego co chciała - populacja Żydów spadła z 50 tyś. przed wojną, do 5, i nie piszę tu o tysiącach, pięciu! Autorka trafia więc do Izraela, Paryża, Phoenix, Buenos Aires, by odnaleźć rozsianych po świecie białostockich Żydów. Ich opowieści składają się na klimatyczną książkę ożywiającą zagubiony świat.
630 g mąki chlebowej
370 g wody
2 łyżeczki soli
3/4 łyżeczki drożdży instant
1 średnia cebula
miąższ białego chleba (ok. 10% wagi cebuli)
Do miski wsypałam mąkę, zrobiłam wgłębienie w środku, wlałam letnią wodę, dodałam drożdże i sól. Wyrobiłam (Kicia za mnie wyrobił) dość twarde ciasto.
Odpowiednio wyrobione ciasto powinno dać się rozciągnąć, nierwąc, w dość cienką membranę. Przykryte odstawić w ciepłe miejsce na 2 godziny. W połowie czasu fermentacji złożyć.
Podzieliłam wyrośnięte ciasto na 12 równych części, z każdej uformowałam kulkę i odstawiłam na 1,5 godz. do wyrośnięcia przykryte ściereczką.
Chwilę przez końcem wyrastania nagrzałam piekarnik, Tatter podaje temp. 250°C i czas pieczenia 8-10 minut, mój piekarnik to bardzo ograniczone stworzenie, 220°C i nic powyżej, więc efekt był raczej blady ;)
Wyrośnięte bułki rozciągałam kciukami tak, żeby w środku powstało zagłębienie z bardzo cienką warstwą ciasta na spodzie. W każde zagłębienie włożyłam po łyżeczce posiekanej cebuli, a gotowe bułki posypałam solą morską.
Część zjedliśmy jeszcze nim dobrze wystygły, popijaliśmy zimnym piwem - rozpusta :) Trochę przypominają w smaku bułki z przedziałkiem, te sprzed lat.
Gorąco polecam, bułki, wspomnianą książkę i wycieczki kulinarne po świecie :)
3 komentarze:
Pięknie wyglądają Twoje bułeczki :)
śliczne,po prostu śliczne
Jest mi bardzo miło ,ze przyłączyłaś się do wspólnego pieczenia
Dziekuje kochane :)
Ciesze sie, ze Wam sie spodobaly, choc ideal pobiegl przodem i nie dal sie dogonic ;) Jak widac ja tez mialam problem z nadzieniem - cebula zrozowiala (!). Skoro teoria a rodzajach rozdrabniania upadla, to zaczynam podejrzewac, ze posiekana cebule trzeba przygotowac duzo wczensiej niz bulki, moze cos musi odparowac? Nie moge przegolec, ze oddalam "Frytkę doskonalą" - tam to slicznie wytlumaczyli.
Prześlij komentarz