sobota, 21 lutego 2009

Miche Hamelmana z mieszanej mąki

                 chleb miche

 

WeekendowaPiekarniaRocznicowy przepis w Weekendowej Piekarni :)

To już #20! Margot (Kuchnia Alicji) poprosiła o gospodarzenie Tatter (Palce lizać!).

Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak powstała Weekendowa Piekarnia - poczytajcie tutaj, Tatter tak ładnie to opisała :)

Tutaj znajdziecie wszystkie wydarzenia Weekendowej Piekarni, zebrane u Margot.

W przepisie podanym przez Tatter (tutaj) użyta została mąka T85 - FARINE de BLÉ TYPE 85 (de MEULE).

Można ją zastąpić mieszanką mąk: 85% mąki pszennej z pełnego przemiału z 15% pszenną białą chlebową.

Przepis podam właśnie z użyciem tej zastępczej mieszanki mąk.

Chleb wyszedł delikatny, pachnący, miękki, a skórka chrupiąca :)

 

 

 

chleb miche mieszany Chleb Miche z mieszanki mąk

Zaczyn:
85 g maki pszennej z pełnego przemiału
15 g mąki pszennej chlebowej, białej
100 g mąki żytniej razowej
140 g wody
3 łyżki aktywnego zakwasu żytniego
(mój zakwas ma w sobie wiele różnych mąk)

Składniki zaczynu wymieszać w misce, zakryć szczelnie folia i odstawić na 12 godzin w temp. pokojowej (optymalnie 21ºC).

Ciasto właściwe:
425 g mąki pszennej z pełnego przemiału
275 g mąki pszennej chlebowej, białej
100 g mąki żytniej razowej
690 g wody, temp. 26ºC (czyli dość chłodnej, jak w nią palucha wsadzić)
1 łyżka soli
340 g zaczynu (ten, który był odstawiony na noc minus 3 łyżki)

Do dużej miski wsypać wszystkie mąki, dodać 3/4 wody (ciasto jest dość luźne, więc lepiej pozostałą 1/3 wody zachować i dodać w późniejszych etapach - być może nie trzeba będzie?), wymieszać dokładnie.
Miskę szczelnie przykryć folią i zostawić na godzinę. To metoda autolizy.

Po godzinie wierzch ciasta posypać solą i dodać zaczyn podzielony na kawałki. Mój zaczyn nabierałam omączoną łyżką i wrzucałam do miski z resztą składników. Ręcznie wyrabia się ciasto (metoda Bertineta - video) przez ok. 6 minut. Ciasta wyszło dość sporo, zbyt dużo dla zwykłego Kicia Artisan'a. Ciasto jest mokre, dość luźne, a gluten średnio rozwinięty. Po wyrobieniu temperatura ciasta wynosiła 24ºC.

Zostawić ciasto do wyrośnięcia na 2 1/2 godziny, składając je w tym czasie 3 razy, co ok. 40 minut. Gotowe ciasto odgazowć lekko. Tatter pisze, żeby ukształtować z niego okrągły bochenek - bałam się, że zrobi mi się wielgachny plaskacz, więc przełożyłam ciasto do 2 natłuszczonych foremek keksowych. Jeśli ktoś się czuje na siłach próbować z okrągłym bochnem, to trzeba ciasto uformowane w kulę przełożyć do dużego koszyka/misy wyłożonych omączonym płótnem. Można też uformować dwa mniejsze bochenki :) Zostawić do wyrośnięcia na
2-2 1/2 godziny w temp. ok. 24ºC. Naciąć.

Piec w piekarniku rozgrzanym do 240ºC (u mnie max. to 230ºC :( ), na kamieniu. Najlepiej z parą (pojemnik z wrzątkiem na dnie piekarnika) przez ok. 45 minut. Potem jeszcze dopiec przez ok. 15 minut w temperaturze 215ºC. Po upieczeniu chleb należy dobrze wystudzić na kratce i, jak pisze słusznie Tatter, unikać pokusy pokrojenia go przed upływem 12 godzin (wytrzymałam tylko 6 godzin...).

piątek, 20 lutego 2009

Nietypowe ciasto czekoladowe

ciasto czekoladowe

Czekolada wydaje mi się taka nieoswojona, niby gdzieś tam, w większości domów można znaleźć schowaną tabliczkę, a tak niewiele potrafimy z niej przygotować. Przynajmniej ja :) W pierwszej chwili przychodzą mi na myśl masy czekoladowe do przekładania tortów, fondanty i to chyba tyle. Jeszcze schab w czeeekolaaaadzieee, mmm. Dzięki zaproszeniu Bei na Czekoladowy Weekend postanowiłam poszukać czegoś choć trochę innego.

Wbrew pozorom lubię czekoladę, gorzką, niezmarzniętą, jedną kostkę od święta. Nie dotknę budyniu czekoladowego, nie zjem czekoladowych lodów. Dla mnie czekolada musi być ciepła. Pod żadnym pozorem nie ruszę czekolady z miętą. Nie mam pojęcia kto wymyślił takie zestawienie, ale... hmmm, nie wiem jak to ująć, żeby było poprawnie politycznie, powinien był zająć się hodowlą owiec :)

Przepis, na którym bazowałam, znalazłam na blogu Chocolate Shavings. Spodobał mi się, bo przypomina tarty czekoladowe, tylko bez kruchego spodu, czyli szybciej, łatwiej i nietypowo. W sam raz dla mnie. Dopasowałam przepis do tego co pod ręką i przekroczyłam swój roczny limit czekolady ;) Użyłam kwaśniej śmietany, zamiast kremówki - żeby nie było zbyt mdło. Migdały zamiast orzechów włoskich, bo migdały już obrane :) Skrobię kukurydzianą można zastąpić ziemniaczaną.

Trochę się zastanawiałam jaki tytuł powinien mieć ten post. Dużo czekolady w czekoladzie? Mała rzecz a cieszy? Gorzko, gorzko? Ale to ciasto, nietypowe, ale ciasto. Czekoladowe, konkretne, Tak lubię :)

ciasto czekoladowe

foodelek: przepisy tygodnia


czekolada, ciastoCiasto czekoladowe z migdałami i jabłkami

2 nieduże jabłka Granny Smith
2/3 szkl. migdałów, posiekanych
250 g gorzkiej czekolady, posiekanej
2/3 szkl. śmietany
4 łyżeczki skrobi kukurydzianej
3 żółtka
3 białka
3 łyż. płynnego miodu
cukier puder do posypania
trochę masła do natłuszczenia formy
trochę soku z cytryny do jabłek, żeby nie ściemniały

Nagrzać piekarnik do 190ºC.
Natłuścić formę torową. Jabłka obrać, wyciąć gniazda nasienne i pokroić w 1 cm kostkę. Najlepiej przełożyć je do małej miski i zalać wodą z dodatkiem soku cytrynowego, żeby nie ściemniały.

Czekoladę włożyć do szklanej miski, podgrzewać w mikrofalówce. Mojej wystarczyło 5 razy po 30 sekund, ale to zależy od wielkości kawałków. Dodać śmietanę i wymieszać, nie powinno być żadnych nierozpuszczonych kawałków czekolady. Odstawić na chwilę do ostygnięcia.

Mikserem ubić białka z miodem. Wyłożyć jabłka na sitko, żeby zdążyły obcieknąć. Do masy czekoladowej dodać żółtka i skrobię, dokładnie wymieszać. Teraz trzeba dodać ok. 1/3 ubitych białek, znów wymieszać. Nie trzeba martwić się o zniszczenie struktury piany - ta jej część służy rozluźnieniu masy czekoladowej, żeby nie zgniotła reszty białek. Dodać kolejną 1/3 ubitych białek, tym razem mieszać delikatnie. Dodać resztę białek, ostrożnie wymieszać, masa nie musi mieć jednolitego koloru.

Przełożyć ciasto do wcześniej przygotowanej formy, wyrównać powierzchnię, posypać jabłkami i migdałami. Posypać cukrem pudrem.

Piec 30-35 minut, testować jak każde inne ciasto - patyczkiem. Nie warto trzymać tego ciasta zbyt długo w piekarniku - może się przesuszyć i zacząć kruszyć. Przestudzić lekko przed zdjęciem obręczy formy. Najlepsze jest jeszcze ciepłe, aż się prosi o łyżkę jogurtu naturalnego albo lodów waniliowych, filiżankę kawy...

Smacznego :)

p.s.
8-12 porcji niewielkich, ale w zupełności wystarczą

poniedziałek, 16 lutego 2009

Żytni chleb Dany

                chleb zytni

Weekendowa piekarnia #19 i kolejny pyszny chleb :) Nie mogę się nadziwić dlaczego jadłam paskudztwo z tutejszych sklepów zamiast zabrać się do roboty i upiec własny chleb. Do niedawna kanapka polegała głównie na tym co na niej, teraz przechodzę etap "miód/masło/szklanka mleka". I dobrze mi z tym.

Dobrze mi z chlebem wg autorskiego przepisu Dany z Leśnego Zakątka :) Dano, dziękuję ślicznie za podzielenie się przepisem (TU ORYGINAŁ).

"Trochę" go zmieniłam, ale to z lenistwa, nie chciało mi się iść do sklepu po białą mąkę żytnią (dałam żytnią z pełnego przemiału) i pestki dyni (zamieniłam na orzeszki piniowe) <tu powinien być emotek stukający się w głowę>. Chyba mało rozsądnie zmienić dwa główne składniki, ale co tam. Ryzyko to adrenalina, a kto by odpuścił odmówił sobie darmowej dawki adrenaliny ;) Tak więc jeszcze raz: oryginalny przepis Dany tutaj, a to co poniżej to wolna amerykanka. Mój chleb wyszedł lekko wilgotny, pachniał delikatnie kwaśno (proszę się nie bać - ocet balsamiczny i miód nie skaczą do gardła, one tylko mile łechcą podniebienie wspomnieniem), miąższ miał sprężysty. Lepiej smakował mi na drugi dzień po upieczeniu.

 

chleb zytni

Chleb żytni


Ciasto zakwaszone:

Dzień poprzedzający pieczenie, np. godz. 16:30
100 g aktywnego zakwasu
(nie mam pojecia ile różnych mąk siedzi w moim zakwasie...)
150 g mąki żytniej
150 ml wody

Wszystkie składniki wymieszać do ich połączenia i odstawić przykryte folią na 6 godzin.

Ten sam dzień, ok. 22.30
200 g mąki żytniej
150 ml wody

Wymieszać i zostawić do wyrośnięcia na min. 8 godz.

Następny dzień rano, np. godz. 8:40
100 g mąki żytniej
100 ml wody

Mieszamy i pozostawiamy do wyrośnięcia na max. 3 godz.

W czasie, kiedy ciasto rośnie:
100 g orzeszków piniowych, zmielić na mąkę
200 ml wrzącej wody
1 łyżka miodu gryczanego
2 łyżki octu balsamicznego
sól morska, do smaku

Wrzątkiem zalać zmielone pestki dyni/orzeszki piniowe, wymieszać i dodać pozostałe składniki. Odstawić do wystygnięcia.
Dana pisze, że dodatek miodu da chlebowi piekny zapach, a ocet balsamiczny poprawi strukturę i pomoże przy wyrastaniu.

Właściwe ciasto chlebowe:
950 g ciasta zakwaszonego
400 g mąki żytniej
100 ml wody (może nie trzeba będzie zużyć całej)
zmielone pestki dyni/orzeszki piniowe wymieszane j.w.

Wymieszać wszystkie składniki, wodę dodać stopniowo i na końcu, bo najprawdopodobniej nie trzeba będzie dodać całej. Mieszać ok. 3 minut, do połączenia składników. Natłuścić dwie foremki keksowe (30x10 cm), wysypać je mąką razową.

Ciasto wyłożyć do foremek łyżką maczaną w ciepłej wodzie, foremki powinny zapełnić się do połowy. Powierzchnię ciasta wygładzić na mokro, spryskać wodą i posypać makiem, przykryć folią i odstawić do wyrośnięcia. Piekarnik trzeba zacząć nagrzewać na tyle wcześnie, żeby był już odpowiednio rozgrzany (210°C), kiedy chleb wyrośnie. Powinien PRAWIE podwoić swoją objętość. Na dno piekarnika można wrzucić kilka kostek lodu lub spryskać ścianki wodą.

Po 10 min. zmniejszyć temperaturę do 190-200°C i piekc jeszcze ok. 30-40 min.

Moje chleby popiekały się ostatnie 5-10 minut już wyjęte z foremek. Dana napisała, że lepiej chlebów nie wyjmować z piekarnika zaraz po upieczeniu, lepiej dać im chwilkę odpocząć w wyłączonym i otwartym piecyku.

środa, 11 lutego 2009

Pieczywo naan

naan

W sam raz do curry z kurczaka. Robi się je na tyle szybko, że zdążyłam je zrobić, gdy curry się dusiło. Za oryginalność przepisu ręczyć nie mogę, bo jest kompromisem między moim wyobrażeniem o prawdziwym pieczywie naan, okrojeniem przepisów znalezionych w sieci i podejrzanym tutaj sposobem wykonania.

 

naanNaan

3 szkl. mąki (dałam pół na pół chlebowej białej i z pełnego przemiału)
200 ml ciepłej wody
1 łyżeczka drożdży instant
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka soli
2 łyżki masła (stopionego i ostudzonego)
3 łyżki jogurtu naturalnego

Włączyć piekarnik, nastawić temp. 220°C.

W misce wymieszać wszystkie składniki z wyjątkiem wody. Wodę dolewać stopniowo, może nie potrzeba będzie całych 200 ml, do uzyskania miękkiego ciasta. Wyrabiać je aż stanie się jednolite i gładkie, mnie zajęło to ok. 7 minut. Ciasto podzielić na 6-8 równych części, uformować z nich kulki, oprószyć mąką i odstawić pod przykryciem na ok. 10 minut.

Każdą z porcji ciasta rozpłaszczyć pięścią na grubość ok. 1 cm, odstawić na kolejne 10 minut.

Moje naan były pieczone na kamieniu, ale przecież równie dobrze sprawdzi się blacha rozgrzana w piekarniku. Trzeba uważać, żeby chlebki nie zrumieniły się za bardzo, bo będą zbyt suche i twarde.

Przepis krótki, to i wpis niedługi ;) Smacznego!

 

                 naan

niedziela, 8 lutego 2009

Chleb pszenno-żytni na zaczynie drożdżowym

Chleb pszenno-żytni

WeekendowaPiekarniaW tym tygodniu Weekendowa Piekarnia Margot (Kuchnia Alicji) zamieszkała u Mirabbelki (Kuchenne pogawędki).

Mirabbelka jest jedym z naszych Cincinowych guru chlebowych, gorąco polecam jej stronę o chlebach "Chleb - moja domowa piekarnia".

Do wspólnego pieczenia wybrała przepis, który może wydawać się pracochłonny (a nie jest), ale za to nie wymaga zakwasu, którego brak czesto powstrzymuje przed pieczeniem chlebów w domu. Przepis zainspirowany przepisem Petera Reinharta z książki „ Whole Grain Breads u nas w domu okazał się sukcesem.

Trochę zbyt mocno go przypiekłam, ale dla mnie okazało się to tylko dodatkowym plusem - takiej ilości chrupiącej skórki nie pamietam od lat :) Ale do rzeczy...

Chleb pszenno-żytni Chleb pszenno-żytni na zaczynie drożdżowym

namaczanka, ok. 400 g:
170 g mąki żytniej razowej (typ 2000)
55 g mąki pszennej razowej (typ 2000)
0,5 łyżeczki soli
ok. 170 g jogurtu lub maślanki (ilość zależna od grubości i wilgotności mąki)

Wymieszać wszystkie składniki tak, aby cała mąka wchłonęła płyn, a składniki się połączyły. Przykryć folią i odstawić w temp. pokojowej na 12-24 godzin.

zaczyn drożdżowy( biga), ok. 370 g:
225 g mąki pszennej chlebowej o dużej zawartości białka (typ 550, 650 lub 750)
1/4 łyżeczki drożdży instant
140 g letniej wody

Wymieszać składniki zaczynu tak, żeby ciasto utworzyło dość ścisłą kulę. Dać odpocząć 5 minut i jeszcze raz zagnieść wilgotnymi rękoma, żeby stało się bardziej elastyczne. Włożyć do miski, przykryć folia i odstawić do lodówki na 6-8 godzin. Zaczyn można przechowywać w lodówce do 3 dni. Wyjąć na 2 godziny przed dodaniem do chleba.

ciasto właściwe, ok. 825 g:
400 g namaczanki
370 g cały zaczynu
30 g mąki żytniej razowej
0,5 łyżeczki soli
2 1/4 łyżeczki drożdży instant
1, 5 łyżeczki melasy (od biedy można zastąpić i miodem)
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżka oleju (opcjonalnie)
1 łyżki kminku lub innych ziół (opcjonalnie)

W dniu wypieku zaczyn i namaczankę rozdrobnić (inaczej trudno je potem wymieszać), dodać resztę składników i wymieszać. Najpierw powoli, do połączenia wszystkich składników, a po krótkiej przerwie do uzyskania dość gładkiego, elastycznego ciasta. Można dodać na tym etapie odrobinę mąki lub wody, jeśli zachodzi taka potrzeba.

Całość włożyć do miski wysmarowanej olejem i odstawić na ok. 1 godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto odgazować, uformować i przełożyć do formy, albo koszyka, do drugiego rośnięcia, na mniej więcej kolejną godzinę.

Piekarnik nagrzać do 220°C, naparować (spryskać wodą ścianki przed wlożeniem chleba lub wrzucić na dno piekarnika 3-5 kostek lodu). Po włożeniu chleba temperaturę obniżyć do ok. 180°C i piec 20 minut. Następnie obrócić formę, bądź bochenek o 180 stopni, żeby przypiekł się równomiernie i piec dalej ok. 20-30 minut.

Chleb pszenno-żytni

piątek, 6 lutego 2009

Portugalska zupa rybna

potugalska zupa rybna

To smak moich wakacji. Staram się odtworzyć go w domu. Oczywiście nie doścignę ideału, ale to przecież niemożliwe :)
To trochę jak z rybą ze smażalni gdzieś nad morzem. Pamiętacie jak taka ryba smakowała w szczenięctwie? Jak chrupka była z zewnątrz i jak soczysta w środku? No i miała to "coś". Nie sposób odtworzyć tego smaku w domu. Może ryba nie ta, może olej zbyt świeży, a może po prostu brakuje w nozdrzach zapachu morza?

foodelek: przepisy tygodnia Tak samo jest z tą zupą. Na zdrowy rozum, to pewnie gotowana jest na bazie mieszanki różnych rybnych ścinków. Nie, nie ochłapów, a okrawków, zbyt mało reprezentacyjnych, żeby podać je na stół samodzielnie, ale nie mniej wartościowych. Im więcej gatunków ryb morskich się wymiesza, tym bliżej ideału. Zwykła cebula, nie mówiąc o pomidorach, smakuje tutaj inaczej niż tam. Bo ichniejszą cebulę jadłam pokrojoną w plasterki, z chlebem, tak jak ser. Była chrupiąca, słodka, pachnąca - inny świat. No i do tego wiatr od morza oraz przesympatyczny młodociany pan kelner, który się bardzo peszył ;)

Może na początek przepis, a potem opowieści z mchu i paproci, bo jak się rozgadam, to będzie "Jaś-nie-doczekał"...

p.s. tutaj znajdziecie więcej dań z ryb

Portugalska zupa rybnaPortugalska zupa rybna

2 łyżki masła
2 łyżki oliwy
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 liść selera naciowego
10 cm zielonej części pora
2 marchewki
1 pietruszka
250-350 g ryb morskich, wygodniej w filetach (u mnie łupacz)
2 puszki siekanych pomidorów
4-6 łyżeczek słodkiej papryki w proszku
1/2-1 łyżeczki wędzonej papryki w proszku
1 łyżeczka pieprzu ziołowego
1 łyżeczka oregano
sól

+

150-200 g makaronu (oryg. drobne kolanka)
nać kolendry/pietruszki do przybrania

Przygotowanie tej zupy zajeło mi ok. 35-40 minut, z gotowaniem makaronu, więc w niewiele dłużej niż pół godziny można mieć gotowy obiad :)

Otworzyć puszki z pomidorami. Obrać i umyć warzywa. Cebulę posiekać w drobną kostkę, czosnek zgnieść płaską stroną szerokiego noża i posiekać. Seler naciowy i por pokroić w cienkie paski.

W szerokim rondlu nastawić wodę do gotowania makaronu, posolić.

W dużym garnku rozgrzać masło z oliwą, dorzucić cebulę, posolić ją i zeszklić, dodać czosnek i smażyć jeszcze minutę, dwie. W czasie kiedy czeka się na cebulę jest akurat chwila na starcie marchwi i pietruszki na grubych oczkach tarki jarzynowej. Gdy cebula się zeszkli dodać do niej resztę warzyw, smażyć aż zmiękną, ok. 5 minut.

Gdy w rondlu zawrze woda wrzucić makaron, zamieszać i zmniejszyć płomień, ugotować al dente. Ugotowany makaron wyjąć łyżką cedzakową na durszlak, zachować wodę, wrzucić do niej filety (mogą być zamrożone) i gotować 2-4 minuty na małym ogniu. Ryba ma być na tyle miękka, żeby można ją było łatwo podzielić na spore piórka, ale nie ugotowana na śmierć. Wyjąć rybę na talerz. Zachować wywar!

Gdy warzywa już zmiękną dodać do nich pomidory z puszki i przyprawy. Krótko przesmażyć i stopniowo dolewać wywar z ryby. Zupa powinna być dość gęsta, ale konsystencję trzeba sobie dopasować wg upodobań, pamiętając, że przed podaniem dodamy jeszcze makaron.

To tyle. Minęło pół godziny. Przy odrobinie dobrej woli można jeszcze było zmyć pobrudzone w trakcie gotowania naczynia. Chyba, że kucharz nie zmywa ;)

Opowieści z mchu i paproci.

Do Portugalii wybieraliśmy się co roku, głównie w zimie nas nachodziło, ale im bliżej lata, tym bardziej rozchodziło się po kościach. Ubiegłego lata jednak się udało :) Początkowo omal nie trafiliśmy do hotelu, z którego zniknęła mała Madeleine.

Poszłam po rozum do www.maps.google.com i odkryłam Alvor.

Wyświetl większą mapę

Jadąc od Faro na zachód, to zaraz w lewo za dzikim tłumem. Spektakularne skały są, dostęp do drogi jest, wszedzie blisko jest, plaża jest. Pojechaliśmy.

Byłabym zapomniała - wynajmowania samochodów z EuropCar i Alamo w Faro NIE-PO-LE-CAM. Samochód bez zarzutu, za to obsługa wyłudzająca pieniądze bez zarzutu nie była.

Tasse Bem Bogani bar Alvor

Wydaje mi się, że Portugalczycy lubią jeść. Fakt, że w nadmorskich miejscowościach łatwiej znaleźć "fish & chips", niż Portugalczyka, ale jeśli już Portugalczyka się namierzy, to wystarczy poprosić o wskazanie miejsca, gdzie można normalnie zjeść i otwierają się bramy raju. Kluczem do bram jest wplecenie w rozmowę informacji, że Anglikiem się nie jest. Nie, nie jestem wredna, no dobrze, jestem, ale nie aż tak... Podejrzewam, że to trochę jak z Krakowiakami, mają dość zachowania zwabionych tanimi lotami pijanych turystów, ale nie mają dość ich pieniędzy.

Dla nas rajem okazał się mały, nierzucający się w oczy bar (Bogani), koło którego przeszliśmy, nieświadomi, ze 4 razy nim dobra dusza uchyliła rąbka tajemnicy. Wystrój lekko w moim wieku, ale to chyba kamuflaż. Na lewo od drzwi tabliczka głosząca, że "full english breakfast" i "fish & chips" to oni i owszem, ale chyba z musu. Musu tabliczka nie głosiła, domyślam się po przeprowadzonych obserwacjach ;)

Obsługiwał nas wspomniany młodociany kelner, trochę mylił się w zeznaniach, kiedy poprosiliśmy o doradzenie nam potraw (i napojów), ale trafił w dziesiątkę. Portugalska zupa rybna, chleb z masłem czosnkowym i lokalne piwo, to było to!

Tasse Bem Bogani bar Alvor

Wracaliśmy tam co wieczór i co wieczór na początek prosiliśmy o zupę rybną, "coś" do picia, drugie dania zawsze były pyszne! Już przy drugiej wizycie byliśmy traktowani jak "swoi". Nasz stolik (na zdjęciu powyżej, w lewym rogu), tylko na nim podkładki pod talerze, solidne porcje. I zdziwienie obsługi - gdzie ja to wszystko mieszczę, taka mała Olasz?!

Wszystkie inne posiłki składały się z owoców, koziego sera, chleba jak sprzed lat, karmelowego deseru (nie pamiętam nazwy, ale przepis już mam...).

Lubią jeść, nawet na placu budowy znajdzie się miejsce na zaimprowizowaną kuchnię :) Na zdjeciu kuchnia za barakami robotników przeprowadzających remont latarni morskiej na Cabo de São Vicente‎, Przylądku św. Wincentego.

Cabo de São Vicente

Malusią knajpkę można nawet wcisnąć pomiędzy skały na plaży i nieważne, że dostawy przynosi się na plecach, po schodach, ważne że jest. Śliczna?

east of Alvor beach

Wiem, że jestem monotematyczna, ale w Portugalii miałam wymówkę, całe stada wymówek - jedzenie, gdzie się nie spojrzy!

Jedzie sobie człowiek spokojnie środkiem niczego, a tu, jak filip z konopi, nagle wyłania się stragan z owocami. Może nie wyglądają te mandarynki jak ze sklepu, ale też i nie smakują jak sklepowe! Pamięta ktoś jak smakowały mandarynki 20 lat temu, w Boże Narodzenie? To właśnie to!

mandarynki

Winogron wielkości 5 zł z rybakiem? Proszę bardzo!

winogrona

Śliwki słodkie jak te zrywane przed laty pod koniec lata, takie miodoooowe, ech.
Oto one.

śliwki

Figi w zasięgu ręki. Same plusy - dekoracyjne, niezmordowane w upale, dają cień, dają owoce, między dwoma takimi można hamak rozciągnąć, można się przysłonić jak kryzys ostatnią koszulę zedrze z grzbietu ;) Co jeszcze można? Czegoś się w liście nie zawija?

figi

Oliwki! Wszędzie!

oliwka, drzewo oliwne

Migdałowce, sól morska, cytryny przy każdym domu, zaraz za kuchennym oknem.

cytryny

Mandarynki wzdłuż ulicy, jak u nas klony. To ponad moje nerwy. Wiem, że się nie w swojej epoce urodziłam, ale nikt mnie nie ostrzegał, że lokalizację też udało mi się wybrać nie tę :)

Portimão

Koniecznie chciałam zobaczyć pewien fragment Cabo de São Vicente‎, który zwrócił moją uwagę na zdjeciach satelitarnych. Widoki przeszły moje oczekiwania.

Cabo de São Vicente

Cabo de São Vicente

Cabo de São Vicente

Przy okazji znalazłam rozmaryn. Wyglądał jak gąszcz kosodrzewiny, piękny, zdrowy, gęsty i pachnący. Gorąco polecam wizytę, nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany bogatą historią samego przylądka - widoki są warte, hmmm, grzechu :)

rozmaryn

Rzymianie wierzyli, że słońce co wieczór topiło się z sykiem w wodach na zachód od przylądka. Chrześcijanie mieli tu swoje sanktuarium - w VIII w n.e. spoczęły tu szczątki św. Wincentego, w 1173 r. przeniesiono je do Lizbony, której męczennik stał się patronem.

Jest prawie pewne, że to właśnie tam Henryk Żeglarz założył pierwszą Szkołę Nawigacji. Dziś, obok ruin szesnastowiecznego zakonu Kapucynów (Kapucynek?), znajduje się tam najsilniejsza latarnia morska Europy. Mam nadzieję, że AgusiaH, albo inna mądra osoba, sprostuje moje ew. potknięcia religijno-tłumaczeniowe :)

Warto też zajrzeć do twierdzy Sagres.

Sages

Sagres

Sagres

IMG_3440

Może tymczasem wystarczy? Zostawię coś na później :)

czwartek, 5 lutego 2009

Czeskie Rohliky

rohliky

Rohliky, to sztandarowe chyba drobne pieczywo Czech. Odwiedziła m w ciągu ostatnich dwóch dni wiele stron i blogów prowadzonych przez Czechów, dla Czechów i o Czechach. Bardzo spodobał mi się opis rohlikowch wspomnień MN. Pisze, że chyba każdy, a już na pewno z jej pokolenia, praktycznie wyrósł na rohlikach. Takich świeżych z masłem. Jadanych po drodze ze szkoły, kiedy mama wstępowała jeszcze do spożywczego po zakupy, a w brzuchu już burczało. Przemawiają do mnie takie opowieści - sama po drodze z piekarni nieraz obgryzłam skórkę z połowy chleba. Oczywiście, że były pretensje i musiałam biec po drugi. Sprawa zawsze się komplikowała w okolicy świąt różnego rodzaju, kiedy kolejka przed piekarnią ogonek zawijała gdzieś na rogu i trzeba było odstać swoje. Ale było warto :)

Właśnie dlatego u mnie z okazji Tygodnia Kuchni Czeskiej, organizowanego przez Myszę_Klapsiarę, rohliky.

Mówi się o nich, że są jak francuskie bagietki, ale bez francuskiego podejścia :) Równie dobre z dżemem lub miodem, jak z wędliną i serem. Ponoć jednak najlepsze są z odrobiną masła,w akompaniamencie szklanki mleka.

Przepis znalazłam na blogu Czeszki, Tanji, mieszkającej gdzieś w Stanach Zjednoczonych. Jak wiele mieszkających daleko od domu osób stara się przez gotowanie oswoić trochę rzeczywistość.

Oczywiście coś po drodze pozmieniałam, świeże drożdże przeliczyłam na drożdże instant używając tego przelicznika, a 2 łyżki masła odliczyłam na oko. Zamiast rozbijać kolejne jajko do smarowania rohlików przed pieczeniem wykorzystałam białko z jajka, którego żółtka użyłam do zrobienia ciasta.

Z tego przepisu wyszło mi 10 rohlików, trochę krótszych niż moja dłoń, więc nie były duże, następnym razem podwoję ilość składników. Będę mogła bez wyrzutów sumienia podjadać jeszcze ciepłe, no i zostanie coś na potem ;)

Ciasto wyrastało przez noc w lodówce, nie wiem czy tak robią w ojczyźnie rohlików, mnie akurat tak było wygodnie. Trzeba tylko pamiętać, że przenocowane w lodówce ciasto trzeba z niej wyjąć na ok. godzinę przed formowaniem, żeby zdążyło wrócić do temperatury pokojowej.



rohlikyDomowe rohliky

3 szkl. mąki
1 łyżeczka soli
1 żółtko
1 szkl. mleka
25 g świeżych drożdży (niecałe 3 łyżeczki drożdży instant)
1 łyż. cukru
2 łyżki masła, stopionego

1 jajko (ew. białko + 1 łyż. oleju) do smarowania rohlików przed pieczeniem
kminek, sól gruboziarnista/mak - do posypania

Włączyć piekarnik, rohliky będą się piec w temperaturze 175°C.
Drożdże wymieszać z połową mleka, cukrem i łyżką mąki. Jeśli używa się drożdży instant można ominąć ten krok i wymieszać wszystkie składniki razem.

Wymieszać mąkę, żółtko, mleko, roztopione i przestudzone masło oraz sól w misce, dodać rozrobione drożdże. Wyrobić ciasto do dokładnego połączenia składników.

Jeśli ma nocować w lodówce, to należy włożyć je teraz do natłuszczonej miski, przewrócić, żeby pokryło się tłuszczem z każdej strony. Okryć folią i do lodówki z nim.rohliky

Jeśli będzie pieczone tego samego dnia, to trzeba je przykryć ścierką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na ok. pół godziny.

Wyrośnięte ciasto należy rozwałkować na grubość ok. pół centymetra, pokroić w trójkąty o wysokości ok. 20 cm. Każdy trzeba zwinąć dość ciasno zaczynając od jego podstawy. Wygodnie jest też zwilżyć czubek trójkąta, żeby rohliky nie rozwinęły się podczas pieczenia.

Przełożyć zwinięte rohliky na blachy do pieczenia, odstawić od wyrośnięcia, Tanja pisze, że na 10 minut, moje wyrastały ok. 20 minut, ale następnym razem przedłużę ten czas na 30 minut.

Posmarować rozkłóconym jajkiem (ew. białkiem z 1 łyżką oleju), posypać kminkiem, solą gruboziarnistą lub makiem, wedle upodobań i piec 20-30 minut.

Rohliky NIE powinny zezłocić się zbyt mocno, mają mieć słomkowy kolor, tak jak nasze bułki pszenne.
Skórka powinna być chrupiąca, ale miąższ ma pozostać ciągle wilgotny.

rohliky

poniedziałek, 2 lutego 2009

Ryba zapiekana w mgnieniu oka

ryba zapiekana

Przeraża mnie czasem oglądanie reklam. "Jeśli chcesz się dowiedzieć, czy Twoja kobieta Cię zdradza...".
"Nie masz pomysłu na obiad?". To go kup?! Ludzie najwyraźniej kupują, skoro producenta stać na czas antenowy.
Matko boska, a niby na podstawie jakich danych o fakcie zdrady informują?! I co dają te "pomysły"?!
Ryba w sosie koperkowym? Przecież te nieszczęsną rybę wystarczy polać śmietaną, dodać koperku, doprawić i już!

Dla bardziej ambitnych, ale nie aż tak dużo bardziej, przepis na rybę o 3 minuty dłuższy w przygotowaniu. Maksymalnie 15 minut przygotowania + ok. 30 minut zapiekania w piekarniku, których przecież nie spędza się dopingując rybę, tylko można przeznaczyć dla siebie. Umówmy się, 15 minut na przygotowanie posiłku to bardzo mało. Więc "pomysłom" powiedzcie stanowcze.... Dalej nie mogę, bo mnie ktoś pozwie ;)

Ryba na porach, zapieczona w śmietanie i pod serem. Z estragonem, który pięknie uzupełnia się z delikatną rybą i aromatycznym cheddarem.

Tutaj znajdziecie inne przepisy na dania z ryb, zapraszam.

ryba zapiekanaRyba zapiekana w mgnieniu oka

1-2 łyżki masła do wysmarowania formy
10 cm por
600-700 g mrożonych filetów łupacza/innej białej ryby
sól, pieprz
4-6 ząbków czosnku (nieobrane)
150-200 ml śmietany słodkiej
3-4 łyżki bułki tartej (niekoniecznie)
150-200 g ostrego żółtego sera (mocno dojrzały cheddar)
ok. 1 łyżki suszonego estragonu
1 cytrynaryba zapiekana

Włączyć piekarnik, 180°C.
Wstawić czajnik wody.

Naczynie żaroodporne wysmarować masłem.
Teoretycznie można sobie darować to masło, ale doskonale wydobywa smaki, więc może warto je zatrzymać? ;)

Na sitko/durszlak (metalowe, żeby się nie stopiło) umieszczone nad zlewem włożyć cytrynę.
Por pokroić.

ryba zapiekanaCzęścią wrzątku zlać cytrynę i wyjąć ja z sitka.
Por wrzucić na sitko w miejsce cytryny i przelać resztą wrzątku (straci ostrość i zmięknie lekko).

Cytrynę pokroić w ósemki.
Osączony por rozłożyć na dnie naczynia żaroodpornego. Delikatnie doprawić solą i pieprzem.

Filety (zamrożone, nie ma potrzeby rozmrażania) wyłożyć na por, doprawić, posypać większością estragonu i bułką tartą (też niekoniecznie, ale ser nie spłynie).

Dorzucić całe, nieobrane ząbki czosnku, polać śmietaną. Ser zetrzeć, bezpośrednio na rybę, na grubych oczkach tarki jarzynowej.ryba zapiekana

Posypać resztą estragonu i dorzucić pokrojoną cytrynę.

Do piekarnika z tym. Moje filety piekły się ok. 30 minut, ale czas pieczenia zależy od grubości filetów.

Ryba jest gotowa,gdy osiągnie temperaturę 60-65°C, ale jeśli nie ma się czym temperatury czym zmierzyć, to zawsze można zajrzeć do któregoś z filetów.

Jeśli zależy nam na czasie, to rybę można podać z bułką, kus-kusem, albo ryżem ugotowanym dzień wcześniej. Jeśli nie liczymy kalorii, to frytki będą jak znalazł.

Mam nadzieję, że ktokolwiek nieprzekonany do tej pory, dał się przekonać, że można w 15 minut przygotować posiłek nie z torebki. Bo torebkom też stanowczo mówimy, to co "pomysłom" ;)

ryba zapiekana

LinkWithin

Blog Widget by LinkWithin