Błądząc po linkach znalazłam 5 Tips to Reading a Restaurant Menu (and Getting the Best Deal), autor: Thursday Bram. Tak czytam sobie, czytam i zastanawiam się jak ichnie, amerykańskie prawdy mają się do naszej rzeczywistości. Za wyższą polską restauracyjną półkę nie ręczę, bo zwyczajnie nie bywam, chyba, że nieświadomie :) Za najniższą – tam nie ma menu – tam są wynalazki różne na ścianach najczęściej (nie mówię o modnych i poręcznych ścianach-tablicach i kredzie), ale menu bym tego nie nazwała. Średnia polska – proszę bardzo, zapraszam do lektury, siądźcie wygonie przy dużym stole i czytajcie menu.
Jeszcze na początek – warto czytać w menu uwagi “w dymkach”, bo może się okazać, że np. zamiast pieczonych ziemniaków można sobie zamówić bułkę z masłem ziołowym, prosto z pieca, albo makaron pełnoziarnisty zamiast białego ;)
- w połowie strony
Tam: w zależności od wielkości karty są takie punkty, w które najczęściej pada nasz wzrok. W menu jednostronicowym to najczęściej połowa strony. Znajdzie się w takich miejscach dwa rodzaje dań – najbardziej opłacalne dla restauracji i popisowe dania kuchni. Popisowe, czyli te, z których restauracja jest dumna i klient będzie po nie wracał nie raz. Najczęściej nawet nie mają zbójeckiej ceny, bo jeśli właściciel założy, że dzięki temu daniu klient będzie wracał, to zostawi też za każdym razem pieniądze w kasie.
Tu: ponoć Polacy najczęściej jeszcze wybierają dania sugerując się ceną wedle klucza: za tanie – co kelner pomyśli, za drogie – nie mogę tyle wydać. Często brak u układających menu i ustalających ceny myślenia, że nawet jeśli na jednym daniu do tej pory nieczęsto zamawianym zyskamy 5 zł mniej (a może jego popularność z czasem wzrośnie i będzie można cenę podnieść), to przecież “odbić” sobie to można na daniu popularnym, często zamawianym, podnosząc jego cenę o 50 gr.
- dania z najwyższej półki, cenowej
Tam: drugim rodzajem eksponowanych dań są te szczególnie zyskowne dla restauracji, jak np. dania z makaronami. Są tanie w przygotowaniu, nawet z wymyślnym sosem i mięsem czy owocami morza. Nie znaczy to wcale, że są złe, albo ceną odbiegają od reszty dań w menu. Są zwyczajnie najbardziej zyskowne dla restauracji.
Tu: eksponowane są najczęściej dania najbardziej zyskowne dla restauracji, ale też “oczka w głowie” – np. pstrągi czy kalmary, które z narażeniem się na reperkusje ze strony właściciela szef kuchni upiera się zamawiać świeże, a nie mrożone – zależy mu żeby były zamawiane, bo się nad nimi napracował, dopieścił przepis i na pewno warto je zamówić, ale też jeśli się nie sprzedadzą, to zachwieją kuchenny budżet.
- kolejność i porządek
Tam: większość kart menu ułożona jest wedle kolejności serwowania – na początek przystawki, sałatki, potem zupy, dania główne, desery, napoje. Ale nawet w tej tradycyjnej hierarchii projektant (sic!) menu ma mnóstwo wolności. Badania pokazały, że czytający patrzą na pierwsze i ostatnie danie w sekcji. Przydatne, bo to często dania popisowe lokalu, ale też mogą być daniami na których się najwięcej zarabia, warto więc poczytać o innych daniach – mogą być ciekawą alternatywą.
Tu: mało kto zna badania i menu są układane dość chaotycznie. Czasem sekcje są komponowane według kolejności podawania dań (przystawki, zupy, dania główne, desery, napoje), czasem według posiłków (śniadania, obiad, deser, kolacja). Wg mnie rozsądne są “wkładki” informujące o daniach sezonowych spoza głównego menu, propozycjach szefa kuchni.
- specjalne składniki
Tam: język, jakim napisane jest menu powinien przyprawić czytającego o ślinotok opisami owoców morza ze szczególnych miejsc, czy warzyw dookreślonych przymiotnikami. Jest jednak sens za tymi wszystkimi opisami. Piszący nie tylko starają się uczynić jedzenie brzmiącym tak apetycznie jak to możliwe, ale też informują tego, kto ma pierwszy raz do czynienia z danym składnikiem. Można nie znać nazwy każdej morskiej ryby, ale poznanie jej miejsca pochodzenia, nawet w formie ogólnego “pacyficzna”, przybliża ją cokolwiek.
Tu: nie czytałam jeszcze menu bez błędów, czy to źle użyte znaki przystankowe, czy ich brak, literówki, błędy ortograficzne w polskich słowach, pomyłki w obcojęzycznych. Wszelkie zdrobnienia (ziemniaczki, kotleciki, sosiki, marcheweczki) przyprawiają o drgawki mnie i kilka innych osób. Kiedyś dyskutowaliśmy o tym na forum (ukłony Sini ). No i uparte wciskanie klientom, że wszystko świeżutkie, kiedy wyraźnie widać, że z mrożonki, bo np. przed wejściem stoi samochód dostawczy firmy X, sprzedającej mrożonki li i jedynie.Potykają się i najlepsi - u Olgi możecie przeczytać pierwszy z serii wpisów o restauracjach, tym razem co w gdańskim Hiltonie uważają za dania wegetariańskie – ubawiłam się setnie.
- potrawy rekomendowane
Tam: Twój kelner prawie zawsze będzie miał coś do polecania, albo specjalność dnia, o której Ci opowie i może to nawet brzmieć jak przećwiczona mantra. Może być użyta do podkreślenia tych samych dań, które promuje menu, ale może być dla Ciebie okazją do zdobycia uczciwej opinii kelnera o tym, czego próbował.
Tu: Możliwości jest kilka. W optymistycznym świecie kelner wie, że dziś przyszła dostawa pstrągów i poleca je bo nam dobrze z twarzy patrzy, bo dlaczego by ich nie sprzedać kiedy są najświeższe, bo szef kuchni o to prosił, zależy im na klientach. W mniej optymistycznym świecie – pstrągi nasze przykładowe są z dostawy sprzed 3 dni powiedzmy, jeszcze same nie wychodzą z lodówki, ale pojutrze już będą się rwały ku wolności, więc restauracja chce je sprzedać nawet po niższej cenie. Podkreślam – jeszcze są dobre, bezpieczne, ale lepiej je “pchnąć”. Karykatura restauracji – potencjalne nasze pstrągi już pukały, że chcą na wolność, więc ktoś je “odświeżył”, a kelner albo je “pchnie” albo mu straty potrącą z pensji. Zresztą pstrągi tak naprawdę są tilapią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz