środa, 25 kwietnia 2012

Kurczak Cacciatora (kurczak żony myśliwego)

IMG_5721

 

W sumie to nazywa się jeszcze bardziej malowniczo niż w tytule - Pollo alla Cacciatora. No i smakuje równie malowniczo, ale tylko pod warunkiem, że przez niedopatrzenie nie dodacie do tego dania puszkowanych pomidorów z bazylią :)

Danie to ponoć było tradycyjnie podawane w wigilię polowań, żeby myśliwi nabrali sił.

 

IMG_5730Kurczak Cacciatora
4 porcje

 4-6 łyż. oliwy
2 średnie cebule
2-4 ząbki czosnku
1,3-1,4 kg kurczaka (udka?)
1 szkl. wytrawnego/poł wytrawnego białego wina
1  puszka pomidorów
2-3 liście laurowe
1 łyżeczka posiekanego rozmarynu, świeżego
1/4 szkl. posiekanych liści pietruszki
sól, pieprz

Kurczaka umyć, jeśli wybraliście udka, tak jak ja, to trzeba je przekroić na pół. Cebule obrać i posiekać w kostkę, może być spora. Czosnek obrać i posiekać.

Rozgrzać spory garnek o grubym dnie, wlać połowę oliwy, dorzucić cebulę, posolić i zesmażyć. Pod koniec dodać czosnek. Gdy zacznie pachnieć, będziecie wiedzieli kiedy, przełożyć całość na chwilę na osobny talerz. Do garnka wlać resztę oliwy, włożyć kurczaka i usmażyć na złoto z obu stron (4 minuty na stronę?).

Zmniejszyć ogień, na kurczaka wyłożyć usmażoną cebulę z czosnkiem. Dolać wino, a gdy odparuje (kolejne 4 minuty?) włożyć pomidory. Kupuję całe, a przed dodaniem do dania zawsze rozgniatam je w dłoni, tak jest znacznie szybciej. Dodać listki laurowe, rozmaryn i natkę pietruszki. Warto zachować 4 szczypty do posypania gotowego dania. Teraz doprawić całość do smaku, przykryć szczelnie pokrywką i zmniejszyć ogień jeszcze bardziej. Czasem trzeba będzie dolać odrobinę wody, albo wywaru, bo z tą szczelnością pokrywek różnie bywa.

Dusić ok. 30-40 minut, aż mięso będzie miękkie.

Z czym podać takiego kurczaka? Ze świeżym chlebem, bagietką, kaszą, na co macie dziś ochotę? :) Pamiętajcie, żeby posypać natką pietruszki przed podaniem :)

Smacznego!

środa, 11 kwietnia 2012

Batony owsiane z brzoskwiniami i nasionami dyni

Batony owsiane z brzoskwiniami i nasionami dyni

W tym roku zamiast mazurków zdecydowałam postawić na stole coś choć odrobinę zdrowszego, i szybszego w wykonaniu :) Bosko chrupiące pierwszego dnia, potem miękną, ale cały czas są jednakowo zdrowe i smaczne. Testowałam też wersję z rodzynkami i słonecznikiem, ale dla mnie zdecydowanie za słodkie.

Podana porcja wystarcza na dużą blachę, tę piekarnikową, ale można łatwo zmniejszyć porcję o połowę i piec w zwykłej blasze do ciast. Proszę nie martwić się przechowywaniem – batoniki szybko znikają, same ;) Gdybyście jednak mieli silniejszą wolę niż moja słaba, to zawinięte w papier i folię można przechowywać kilka dni w lodówce. Podejrzewam, że można je również mrozić, tak jak chleb, ale jeszcze nie próbowałam.

 

Batony owsiane z brzoskwiniami i nasionami dyniBatony owsiane z brzoskwiniami i nasionami dyni

1 kostka masła (200 g) w temp. pokojowej
1 szkl. cukru
3 łyż. miodu
2 łyżeczki octu jabłkowego (albo innego)
2 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (albo olejku waniliowego)
1/4 łyżeczki mielonego imbiru
1/4 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki soli
1 jajko

2 szkl. płatków owsianych
2 szkl. mąki
2 szkl. posiekanych suszonych brzoskwiń
(to jakieś 320 g)
2 szkl. pestek dyni (ok. 300 g)
4-5 łyżek maślanki/jogurtu/kefiru

Nagrzać piekarnik do 180°C, natłuścić, albo wyłożyć papierem do pieczenia, dużą blachę, tą piekarnikową.

Posiekać brzoskwinie, wrzucić je do sporej miski, dosypać mąkę i wymieszać – w ten sposób rozdzieli się posklejane owoce. Dosypać płatki owsiane, pestki dyni.

W innej misce mikserem ubić masło z cukrem i miodem, na puch, teraz dodać ocet, cynamon, ekstrakt wanilii, imbir, gałkę, proszek do pieczenia, sodę i sól. Jeszcze raz krótko ubić. Wbić jajko i miksować do połączenia składników.

Masę maślaną przełożyć do miski z suchymi składnikami, dodać maślankę i całość wymieszać. Delikatnie, bo ucieka z miski jak żywe, zwłaszcza jak kot się zaczyna o nogi ocierać ;)

Masę przełożyć na blachę. Jest dość trudna do rozprowadzenia po całej powierzchni, więc najlepiej chyba będzie kłaść ją łyżką, po łyżce, miejsce przy miejscu, a na koniec (hmmm, nie mam lepszego słowa) rozpłaszczyć ją i wyrównać powierzchnię mokrymi dłońmi. Do piekarnika.

Zaczyna pachnieć po 15 minutach, gotowe będzie po ok. 25-30 minutach od włożenia do piekarnika.

Blachę wyjąć z piekarnika, na ściereczkę, i ostrożnie ponacinać batoniki ostrym nożem. Zostawić do ostudzenia.

Smacznego :)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Co zrobić z białą kiełbasą? Sałatkę!

Sałatka z białą kiełbasą

Nie wiem jak to się dzieje, ale mimo, że białą kiełbasę jem z żurkiem, smażoną z cebulą, w tarcie, to zawsze mi jej jeszcze zostaje. Może za dużo kupuję? Wiem! Odreagowuję mieszkanie kiedyś w kraju, gdzie jej nie było ;)

Co zrobić z nadmiarem białej kiełbasy? Zjeść :), ale jeszcze lepiej zjeść w wielkanocnej sałatce. Uskuteczniam dwie wersje – pierwsza z kiełbasą gotowaną, a druga z odsmażaną. Wybierzcie, która będzie bardziej atrakcyjna dla Was.

Sałatka z białą kiełbasą

Sałatka z białą kiełbasą
(4 porcje?)

4 białe kiełbasy
4 jajka ugotowane na twardo
4 ogórki kiszone
4 łodygi selera naciowego
1 czerwona cebula
1 puszka czerwonej fasoli

sos: 
5-6 łyżek oliwy
2-3 łyżki soku z cytryny/ogórków
sól, pieprz
zmiażdżony ząbek czosnku
łyżeczka tartego chrzanu

 

Ugotowaną kiełbasę pokroić na kawałki, półtalarki, czy co tam Wam dusza podpowiada. Tak samo z ogórkami, selerem i cebulą. Do tego wrzucić przepłukaną na sicie czerwoną fasolę.

Na sos wszystkie składniki wlać/włożyć do słoika, dobrze go zakręcić, energicznie potrząsać przez 15 sekund. Sos winegret gotowy.

Polać sałatkę sosem, delikatnie wymieszać, przełożyć do naczynia, w którym będzie podawana. Na wierzch wyłożyć jajka przekrojone na ćwiartki. Można jeszcze ozdobić listkami selera naciowego i gotowe :)

Smacznego!

 

Sałatka z białą kiełbasą

niedziela, 8 kwietnia 2012

Jamie Oliver–filozofia jedzenia

Jamie Oliver filozofia jedzenia

fot. za zgodą i dzięki uprzejmości Peter’a Berry (www.jamieoliver.com)

Tego pana lubiłam odkąd tylko go poznałam ( nie żeby osobiście), za ten ciągle od nowa i niezawodnie pojawiający się błysk w oku, kiedy bierze do ręki kolejny składnik. Za to, że wszystko wącha, jak ja to robię. Że w każdej potrawie widzi mały cud i uczy ludzi traktować jedzenie jak przyjaciela z domieszką słodkiej rozpusty gdzieś w podtekście, nawet jeśli akurat mówi tylko o sałacie z odrobiną prostego sosu. Szanuję go jeszcze. Za to, że wkoło zazdrosne psy szczekają, a jego karawana dalej do przodu. Za branie spraw w swoje ręce i zmienianie tego co mu się wkoło nie podoba. Za niekończącą się chyba energię i wieczną szczeniackość mimo natłoku odpowiedzialności z wielu stron. Za to, że się nie dał spłycić mimo rosnącej w swoim czasie popularności “kucharek” typu Nigella L.

Lubię go pasjami od dawna, ale dopiero kilka dni temu zajrzałam na jego stronę www i przeczytałam Jamiego Olivera filozofię jedzenia… Teraz to ja tego faceta pasjami uwielbiam, bo skoro autorytet całkiem z przekonaniem również mówi, to co ja od lat staram się też różnym ludziom opowiadać, to może jeszcze do kogoś to dotrze ;)

Jeszcze za bycie swoim chłopem J. Oliver’a lubię :) Przeczytałam tę jego/naszą filozofię, niewiele myśląc napisałam na podany adres korespondencyjny prosząc o zgodę na zamieszczenie tutaj tłumaczenia, opowiadając dlaczego mi zależy, może jeszcze zdjęcie, żeby było “na legalu” i co? I dostałam co chciałam, z ciepłym słowem, szybko bardzo.

Kochani, dla Was i dla mnie też – świąteczny prezent poniżej :) Za www.jamieoliver.com z pełnym błogosławieństwem:

 

Moja filozofia jedzenia i zdrowego odżywiania zawsze dotyczyła czerpania przyjemności ze wszystkiego, ale w zrównoważony i rozsądny sposób. Jedzenie to jedna z największych przyjemności, ale my osiągnęliśmy ten smutny punkt, gdzie obracamy jedzenie we wroga, coś czego trzeba się bać.

Wierzę, że jeśli używa się dobrych składników do przygotowania potraw z makaronem, sałatek, gulaszu, hamburgerów, grillowanych warzyw, sałatek owocowych, czy nawet skandalicznych ciast, to wtedy wszystkie one mają pełnoprawne miejsce w naszej diecie. Musimy tylko na nowo odkryć nasz zdrowy rozsądek: jeśli raz na jakiś czas masz potrzebę zwinąć się w kłębek i zjeść makaron zapiekany z serem - to w porządku! Tylko weź rozsądną porcję ze świeżą sałatką obok i nie zjadaj później ogromnego kawałka ciasta czekoladowego.

Umiejętność gotowania oznacza możliwość zamienienia w posiłki wszelkiego rodzaju świeżych składników, gdy jest na nie sezon, gdy są najlepsze, i najtańsze! Gotowanie w ten właśnie sposób zawsze będzie bardziej ekonomiczne niż kupowanie przetworzonej żywności, nie wspominając już o tym, że zdrowsze. Ponieważ będziesz gotować mnóstwo wspaniałych rzeczy, to zupełnie naturalnie zaczniesz odnajdywać rozsądną równowagę. Czasem będziesz mieć ochotę na przygotowanie czegoś lekkiego i świeżego, innym razem na coś rozgrzewającego i pokrzepiającego.

Jeśli musisz podjadać między posiłkami, spróbuj raczej sięgać po coś zdrowego zamiast zapychać się czekoladą czy chipsami ziemniaczanymi. Zasadniczo, tak długo jak długo traktujemy smakołyki jak smakołyki, a nie coś co je się na porządku dziennym, to jesteśmy bezpieczni. Więc kiedy mówię o "zdrowym" podejściu do jedzenia i lepszym jedzeniu, to mówię o osiągnięciu tego zmysłu równowagi: mnóstwo wartościowych składników, różnorodność i odrobina rozpusty co jakiś czas.” – Jamie Oliver

sobota, 7 kwietnia 2012

Szynka na Wielkanoc, gotowana w 5 minut

Szynka na Wielkanoc, gotowana w 5 minut

Przepraszam, że przepis tak w ostatniej chwili, ale jeśli się Wam spodoba, to zdążycie przed jutrzejszym śniadaniem :)
W 2 razy po 5 minut możecie zajadać się wędliną RELATYWNIE zdrową, jej “zdrowość” zależy teraz tylko i wyłącznie od jakości mięsa jakie kupicie.
Hmm, to nawet nie musi być szynka, osobiście wolę łopatkę, albo coś z odrobiną tłuszczyku :)

Z różnymi modyfikacjami spotykałam ten sposób gotowania szynki w wielu miejscach, wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło “szynka + 5 minut” i już.
Mnie w głowie została tylko metoda – obwiązaną szynkę włożyć do garnka, zalać zimną wodą, dodać przyprawy, przykryć, doprowadzić do wrzenia i gotować jeszcze 5 minut, odstawić do wystygnięcia, znów zagotować, gotować 5 minut i jak tylko wystygnie jest gotowa do krojenia :) To w sumie cały przepis, serio.

Dość wygodnie jest rozłożyć sobie gotowanie, dostosować do Waszego trybu życia.
Można pierwszy raz zagotować mięso wieczorem, odstawić do wystygnięcia na noc, drugi raz zagotować rano i wystudzić.
Można pierwszy raz zagotować rano, wystudzi się samo jak Wy będziecie w pracy/szkole, zagotować ponownie wieczorem i do śniadania będzie jak znalazł :)

 

Szynka na Wielkanoc, gotowana w 5 minutTylko od Was zależy jakich przypraw użyjecie.
Do 1,2 kg szynki “kulki” wzięłam:

1 łyż. lubczyku suszonego
(w ogródkach funkcjonuje pod nazwą maggi)
1 łyż. czubatą majeranku
1 łyż. rozmarynu
1,5 łyż soli
3 listki laurowe
5 ziaren ziela angielskiego
3 ząbki czosnku

Dobrze. Jeszcze raz przepis, bo trudny Winking smile

Obwiązaną szynkę włożyć do garnka,
zalać zimną wodą,
dodać przyprawy,
przykryć pokrywką,
doprowadzić do wrzenia,
zmniejszyć ogień i gotować jeszcze 5 minut,
odstawić do wystygnięcia,
zagotować drugi raz,
gotować 5 minut
i jak tylko wystygnie
jest gotowa do krojenia :)

czwartek, 5 kwietnia 2012

Proste bułki – do wielkanocnego obiadu

IMG_5763

Dobrze, prawda jest taka, że miałam ten przepis zamieścić tutaj jakieś 2-3 lata temu. Nie zamieściłam, chyba :) Przepraszam, ale mam dobrą wymówkę. Jakoś się tak składa, że sięgam po niego zawsze w sytuacjach awaryjnych (czyt.: jak czasu mało, oj, mało) i nigdy zdjęć nie zrobiłam. Ale zróbcie mi przyjemność – wysnujcie dobre wnioski. Przepis musi być niezawodny, żeby po niego sięgać w sytuacjach awaryjnych, niezawodny i podatny na przeróbki, które kocham miłością szczerą i prawdziwą, ale to już wiecie, prawda? Jeśli macie zamiar użyć świeżych drożdży (to będzie jakieś 35-45 g), to najlepiej wymieszać je z cukrem i poczekać chwilę, aż się rozpuszczą, dopiero wtedy dodać do reszty składników.

Oryginalny przepis jest autorstwa niezawodnego Jamiego Olivera, przepis na podstawowe ciasto na pizzę :) No proszę mi się tu nie obruszać, ja wiem, że część z Was Jamiego nie lubi i wielu kucharzy uważa, że chłop w komercję poszedł. Mam o nim z goła inne zdanie – wg mnie chłopak jest zaraźliwy. Swoją pasją dla jedzenia i ludzi karmienia zaraża jak grypa żołądkowa. Że pieniądze z tego ma? Kto z nas by nie chciał zarabiać sporych pieniędzy robiąc to co się kocha?

Sedno – bułki z tego ciasta są pyszne, ale to chyba oczywiste, inaczej przepis by się tu nie znalazł :) Jeśli je robić tylko z mąki pszennej, to składniki na nie w domu są zawsze. Długo stać przy garach nie trzeba. Uformowane bułeczki można spokojnie wstawić na kilka godzin do lodówki, niech sobie czekają na domowników albo gości. Można przed pieczeniem bułki posypać czym bądź, pasującym do głównego dania. Ba! Same mogą być daniem głównym, wystarczy do nich masło czosnkowe, albo ziołowe, może jakaś zupa do popicia?

Mąka – użyłam mąki pszennej typu 650, z sieci piekarni na “H”, dużo tańsza niż chlebowa w marketach, ale zdarzało mi się też użyć pierwszej lepszej mąki, która była pod ręką :) Wymieszałam ją z mąką żytnią 750, ale łatwiej dostać w sklepie “żurkową”.

Jeśli pozwolicie ponieść się fantazji, to znów mogą stać się pizzą, jak było na początku, albo chlebem czosnkowym, albo… no, dalej, na co macie ochotę?

 

IMG_5752Proste bułki
(cała blacha piekarnikowa)

750 g mąki pszennej, najlepiej chlebowej
250 g mąki żytniej (żurkowa jest często spotykana w sklepach)
1 łyżeczka soli morskiej, płaska
2 saszetki drożdży suchych (czyli 2x7 g)
1 łyż. cukru
4 łyż. oleju
650 ml ciepłej wody

Bułki można robić na kilka sposobów, np. używając miksera (większego, typu KitchenAid), albo zarabiając ciasto ręcznie. Pewnie jeszcze można użyć maszyny do chleba, ale nigdy takiej nie miałam :) Poniżej opis zrobienia bułek wyrabiając ciasto ręcznie.

Mąki i sól wsypać do większej miski, dokładnie wymieszać rózgą balonową (to napowietrzy mąkę, zastąpi przesiewanie). W środku uformować dołek.

W pojemniku wymieszać wodę, drożdże, cukier i olej, drożdże powinny się rozpuścić. Całość wlać do miski z mąką i powoli mieszać, zgarniając coraz więcej mąki. Kiedy już trudno będzie mieszać widelcem trzeba ciasto przełożyć na natłuszczony blat, albo stolnicę.

Wtedy można zacząć zarabiać ciasto omączonymi dłońmi. Wyrabiać aż ciasto stanie się gładkie i sprężyste.

Wyrobione ciasto przełożyć do natłuszczonej miski, przykryć i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na ok. godzinę. Ciasto wyłożyć na blat/stolnicę i jeszcze raz lekko wyrobić. Teraz można ciasta użyć do zrobienia bułek właśnie, albo pizzy, albo na kilka godzin odłożyć do lodówki, aż będzie potrzebne, ale można też zamrozić.

Na bułki ciasto trzeba będzie podzielić na 6 części, a każdą z nich na 4 – otrzymamy w ten sposób 24 niewielkie bułeczki. Każdą z nich uformować w kulkę, wszystkie wyłożyć na blachę, tę dużą piekarnikową (natłuszczoną, albo wyłożoną folią nieprzywieralną). Moje bułki są nacięte na krzyż, nożyczkami :) i posmarowane odrobiną oliwy wymieszanej ziołami prowansalskimi i solą. Wszystko przykryć ściereczką, albo luźno – folią. Odstawić do wyrośnięcia jescze na 15-20 minut.

W tym czasie należy nagrzać piekarnik do temperatury 200 °C.

Wyrośnięte bułki wstawić do nagrzanego piekarnika i piec aż się zezłocą, apetycznie :) Najlepsze są oczywiście ciepłe, z masłemmmmmmmmmm czosnkowym.

p.s.

testowane na uczestniczkach sobotniego wieczoru panieńskiego – wybaczcie, ale zdjęć nie zamieszczę ;). Aaaa, wytańczyłam się za wszystkie czasy – stolik obok bawił się jakiś obcy wieczór kawalerski ;)

wtorek, 3 kwietnia 2012

Ciasto kokosowe z pasternakiem – inne ciasto wielkanocne

IMG_5460

Pasternak?!? Co to niby jest? Spokojnie, to to co najczęściej jest nam sprzedawane jako korzeń pietruszki.

Zobaczyłam na blogu Magdaleny Gembackiej przepis na ciasto marchewkowo-kokosowe i pomyślałam, że bardziej by mi się podobało białe, jak kokos. Przecież to żaden problem, można je przecież przerobić. Może być z jabłkiem, chociaż pewnie będzie bardziej wilgotne, ale pietruszka/pasternak – czemu nie? :) W oryginalnym przepisie użyto mleka, ale jeśli użyta jest soda, to wiem, że do pracy potrzeba jej czegoś kwaśnego, stąd u mnie znajdziecie maślankę, choć równie dobrze może to być odrobinę mniej mleka i sok z cytryny.

Proszę się nie obawiać – zostało przetestowane na Zuzi, córce koleżanki. Zuzia pietruszki/pasternaku unika jak ognia, a w w tym cieście nawet nie zauważyła takiego dodatku. Co więcej – smakowało jej :)

Godną podkreślenia jego zaletą jest szybkość przygotowania ciasta – żadnych mikserów, ubijania, tylko wymieszać, jak muffinki – coś co tygryski lubią najbardziej.

Nie będę się rozpisywać, wiem, że macie co robić przed świętami. Jeszcze jedno – to ciasto może spokojnie postać, zawinięte szczelnie, kilka dni. Można je zrobić teraz, dokładnie obwąchać na wszelki wypadek, a potem ze smakiem zjeść w czasie świąt. Zapraszam do komentowania i smacznego – jak zawsze.

 

IMG_5461Ciasto kokosowe z pasternakiem – inne ciasto wielkanocne

2 szkl.mąki
200 g wiórków kokosowych (ok. 2 szkl. + garść do wysypania formy)
2,5 szkl. pasternaku startego na drobnych oczkach tarki warzywnej
350 ml maślanki
65 ml oleju
130 ml płynnego miodu
1 łyżka ekstraktu z wanilii albo cukier waniliowy
2 łyżeczki sody
2 łyżki octu jabłkowego
szczypta soli

Natłuścić i wysypać wiórkami kokosowymi formę na babkę. Piekarnik nagrzać do temperatury 180 °C.

Do miski wsypać wiórki kokosowe, mąkę, sodę, szczyptę soli i wymieszać dokładnie rózgą, nie trzeba będzie przesiewać.

Do drugiej miski wlać miód, olej, ocet i maślankę (albo ciut mniej mleka plus sok z połówki cytryny). Wszystko dokładnie wymieszać.

Do miski z suchymi składnikami wsypać te suche i wymieszać. Na końcu dodać starty pasternak i jeszcze raz krótko wymieszać.

Gotowe ciasto przelać do przygotowanej wcześniej formy. Piec przez około 1 godzinę, można sprawdzić patyczkiem, ale teoretycznie, przy sprawnym piekarniku, grzaniu tylko “od dołu” i wcześniejszym jego nagrzaniu, apetycznie brązowa skórka powinna zagwarantować sukces :)

LinkWithin

Blog Widget by LinkWithin