To nie takie wielkie mecyje jak by się wydawało – ciasto jak na pierogi, tylko bardziej miękkie, do tego suszone grzyby – najpierw ugotowane, potem posiekane/zmielone, jeszcze podsmażona cebulka, ew. ciutka bułki, doprawić, POLEPIĆ, ugotować… O co tyle krzyku?!
Ano tyle krzyku o czas, ten na lepienie najprawdopodobniej. Czas, którego nikt nie ma, bo wszyscy są zbyt zajęci zarabianiem na rzeczy, które oszczędzają czas ;)
Skoro nie ma czasu, to do rzeczy.
Ciasto bez jajka – próbowałam z jajkiem, ale strasznie trudno się takie wałkuje – kurczy się diabelstwo pod wałkiem, no i twardawe. Grzyby można namoczyć i ugotować dzień wcześniej, albo kilka dni i przechować w lodówce. W sumie to można cały farsz przygotować wcześniej :) Cóż za oszczędność czasu – chyba łatwiej wygospodarować dwa razy po chwili, niż jedną dłuższą?
I proszę pamiętać, żeby zachować wywar z gotowania grzybów – wystarczy rozprowadzić odrobiną bulionu warzywnego, albo wodą, doprawić i postna zupa grzybowa gotowa!
Do lepienia proponuję zbierać się stadnie, może tak raz dla nas ze znajomymi, a drugi raz dla nich z nami? Można wino przy okazji jakieś nowe przetestować, sugeruję grzane ;)
Uszka można przygotować sobie wcześniej, duuuużo wcześniej, i zamrozić. Surowe, albo już ugotowane, ważne, żeby do mrożenia układać je warstwami. Surowe można przełożyć papierem, a ugotowane wygodnie jest włożyć np. do formy, takiej do pieczenia ciasta, wysmarowanej olejem, przekładać folią spożywczą i skrapiać olejem. Zamrożone można poprzekładać do woreczków.
Uszka grzybowe
(160-180 sztuk)
nadzienie (ok. 580 g):
200 g suszonych grzybów
1 duża bułka/ok. 1/2 szkl. bułki tartej
250 g cebuli (2 średnie)
2 łyżki smalcu/oleju
sól, pieprz
ciasto:
600 g mąki
2 łyżki oleju (ok. 30 g)
400 ml wrzątku
szczypta soli
+ mąka do podsypywania ciasta w czasie wałkowania
Grzyby zalać wodą, tylko tyle, żeby je przykryła, zagotować i zmniejszyć ogień, przykryć pokrywką. Ugotować do miękkości, odcedzić (zachować wodę z gotowania grzybów – na zupę grzybową) na sicie. Trzeba je drobno posiekać, albo zmielić w maszynce do mięsa, można też rozdrobnić je w malakserze (tryb pulsacyjny).
Farsz będzie na tym etapie dość luźny, bo grzyby zachowały dużo wody z gotowania. Dlatego do siekanych trzeba dodać namoczoną i dobrze odciśniętą bułkę. Do tych mielonych w maszynce do mięsa można dodać bułkę nienamoczoną, trzeba ją zmielić zaraz po grzybach – nie dość, że zagęści farsz, to jeszcze wygarnie resztki grzybów i wywaru. Można farsz zagęścić bułką tartą dosypując jej już po rozdrobnieniu, trzeba jednak pamiętać, że wchłonie trochę wilgoci i napęcznieje.
Cebulę obrać i pokroić w drobną kostkę, podsmażyć na złoto na dwóch łyżkach smalcu/oleju.
Do grzybów dodać podsmażoną cebulę, całość doprawić do smaku, czyli dość mocno, bo ciasto przecież nie jest doprawiane.
Teraz dobrze będzie nastawić do zagotowania spory garnek posolonej wody, taki z przykrywką, bo nie chcemy zaparować całej kuchni.
Do miski z mąką wlać olej i wrzątek. Zarobić ciasto drewnianą łyżką. Drewnianą, bo mniejsze prawdopodobieństwo, że się zdeformuje :), no i najczęściej ma dłuższy trzonek, więc paluchów nie poparzymy :)
Wymieszane z grubsza ciasto wyłożyć na stolnicę i zarobić. Ma być gładkie i miękkie. 1/3 ciasta zostawiamy na stolnicy, a resztę chowamy pod miskę, albo do miski (trzeba wtedy przykryć wilgotną ściereczkę, żeby nie obeschło).
Ciasto rozwałkować cienko, tak na 2-3 milimetry. Wykrawać krążki o średnicy ok. 5 cm. Przyda się staroświecka literatka :)
Najszybszą metodą jest taka “taśmowa” - wykroić krążki z całego płatu ciasta, potem na wszystkie nałożyć farsz i dopiero sklejać – krążek na pół, zlepić brzegi, a na koniec połączyć rogi otrzymanego pierożka, tak jak widać na zdjęciu powyżej.
Gdy gotowa jest już połowa uszek z tej porcji, to można zacząć gotować. Wrzuca się uszka na wrzątek (przypomina sobie nagle, że trzeba jeszcze czymś i na coś wyjąć, he he) i gotuje - trudno powiedzieć dokładnie ile czasu od momentu aż uszka wypłyną na powierzchnię. Przecież to zależy praktycznie od wszystkiego – wielkości uszek, grubości ciasta, a być może również od kursu walut ;) Zawsze patrzę czy ciasto już zaczęło wyglądać apetycznie i pulchnie. Dla pewności zawsze można wyjąć jedno uszko i przekroić :)
W analogiczny sposób postępuje się z kolejnymi dwoma porcjami ciasta. Podane ilości składników udało mi się dopasować tak, że zostają tylko okrawki z ostatniego płatu ciasta :)
Jak u Was w domach robi się uszka? Zrobione już? Ile macie? :)
4 komentarze:
hmmm...mamy...przyszła do mnie taka jedna fajna koleżanka i mi trzasnęła jakieś 140 sztuków ;) :*
kolezanka?! myslalam, ze przyjaciolka, albo chociaz wspolzona lol
mniam, mniam... dla mnie wugilijny barszczyk to tylko z uszkami:)
Ale równiutkie :)
Prześlij komentarz