czwartek, 15 maja 2014

Botwinka - zupa na wiosnę

Przy dużym stole: Botwinka - zupa na wiosnę

Trzeba korzystać, skoro na nią czas, bo wiosenne, młode liście buraków tylko wiosną są delikatne i smaczne. Teoretycznie można je też mrozić, ale sami wiecie – to już nie to.

Botwinka to jednocześnie nazwa zupy, gotowej potrawy, jak i młodych buraków, takich małych, z pękiem liści właśnie. Moja, tradycyjnie, zrobiona ekspresowo, bo z mrożonego bulionu, tym razem drobiowego. Zupa delikatna, a taki bulion jej smaku nie zdławi. Barszcz ukraiński wolę robić np. na wędzonych kościach, albo boczku, ale tutaj drobiowe pasuje najlepiej. Żebym nie zapomniała – namoczcie sobie kilka godzin wcześniej 1-1,5 garści dużej fasoli – najlepiej ugotować ją osobno, wtedy samą zupę robi się maksymalnie 20 minut :)

Do rzeczy? Proszszszszsz :)

Przy dużym stole: Botwinka - zupa na wiosnęBotwinka - zupa na wiosnę
(cały gar, ok. 3-3,5 litra, ale znika w oczach)

pęczek botwinki (mój składał się z 3 buraków i gęstwiny liści)
2-3 łodygi selera naciowego (albo kawałek “normalnego”)
1-1,5 garści dużej fasoli suchej (ok. 3 ugotowanej)
3 duże ziemniaki
2 szczupłe marchewki
1 zgrabna pietruszka
2 kurduplaste cebule (Calmunia, Ty się tu nie wypowiadaj, ok?)
2-3 łyżki tłuszczu do smażenia cebuli
3-4 ząbki czosnku
500 ml esencjonalnego bulionu drobiowego (4x125 ml mrożonego)
1-1,2 litra wody
3-4 listki laurowe
4-5 ziaren ziela angielskiego
pieprz, pieprz ziołowy, gałka muszkatołowa, sól
2 łyżki mąki
4-5 łyżek kwaśniej śmietany
ew. koperek do posypania

Botwinkę najlepiej nabyć dzień wcześniej, bo ona ma to do siebie, że jak nas najdzie natchnienie, to akurat nie dowieźli ;) Fasolę też najlepiej namoczyć dzień wcześniej i ugotować osobno. Zaoszczędzi to potem czasu i sensacji pospożywczych. Do gotowania swojej dodaję kminu, ponoć pomaga w “tę” stronę, ale na 100% poprawia smak, jakoś tak zaostrza i konkretyzuje, sól pod koniec gotowania, pamiętacie? No i gotujemy w świeżej wodzie, nie w tej od namaczania.

W przypadku tej konkretnej zupy, wg mnie, bardziej poprawnie politycznie i ergonomicznie zacząć od przygotowania warzyw. Rękawiczki na ręce i od botwinki odkroić liście z łodygami, buraki obrać, umyć, pokroić na ćwiartki i w plasterki. Łodygi z liśćmi umyć (wody zimnej w zlew sporo, wytaplać solidnie, wytrząsnąć, co się da. Odkroić łodygi od liści. Łodygi pokroić na kawałki mieszczące się bezproblemowo w paszczę (3-4 cm?). Osobno pokroić liście, na pół wzdłuż, a potem hurtem na paski, tak z 1,5 cm. Wrzucić do osobnej miski, na końcu je dodamy, bo są mięciutkie i nie muszą się długo gotować. Obrać ziemniaki, marchew, pietruszkę i cebule. Wszystko umyć i pokroić w kostkę.

Docelowy garnek rozgrzać na ogniu, dodać tłuszczu, wrzucić cebulę i smażyć, aż zacznie pachnieć zniewalająco. Jest teraz czas, żeby obrać i posiekać czosnek. Dodać go do cebuli pod koniec smażenia. Wstawić sobie czajnik wody (na kawę, na którą będzie czas i do zupy, będzie szybciej).

Do usmażonej cebuli dodać bulion (mrożony wrzucamy bez rozmrażania), gorącą wodę z czajnika, ziemniaki, marchew, pietruszkę i przyprawy. Kiedy warzywa będą prawie miękkie można już dorzucić ugotowaną fasolę i łodygi buraków, pedanci mogą spróbować wyłowić listki laurowe i ziele angielskie, ale niekoniecznie się uda ;)

Do słoika niedużego wsypać mąkę i zalać zimną wodą (tak ze dwa razy więcej wody niż mąki), zakręcić dokładnie. Wytelepać mąkę z wodą, nucenie jakiegoś skocznego kawałka pomaga (podpowiedź muzyczna u dołu). Tak fachowo rozrobioną mąką można zagęścić zupę odrobinę, nie trzeba, można. Na sam koniec gotowania dodać zahartowaną kwaśną śmietanę (ten sam słoik i telepiemy śmietanę z odrobiną zupy, dolewamy jeszcze trochę i znów telepiemy, ino rytmicznie).

Smakujemy, czy oby nie za mało kwaskowa ;), można tym koperkiem posiekanym, jak się zdąży.
Tak, poleciałam po bandzie z tym luzactwem, ale mam dobry humor, wolno mi, mój blog, chociaż Wy jesteście niezbędni do jego istnienia :-*

 

Przy dużym stole: Botwinka - zupa na wiosnę

 

                                    

sobota, 26 kwietnia 2014

Domowy ketchup – 10 minut?

Przy Dużym Stole: Domowy ketchup – 10 minut

Jest smaczny, zdrowy i tani, coś dodać? Aaaaa, no przecież, – czas wykonania – góra 10 minut, ALE zyskuje na smaku, jeśli dać mu szansę przegryźć się przez kilka godzin (noc w lodówce?).

Dać mu szansę! Dać mu szansę! Dać mu szansę!

ps
przepis na domowy ketchup robiony tą metodą wynalazłam gdzieś w czeluściach Internetu, zapamiętałam 4 składniki, z nazwy, cała reszta to moja radosna twórczość :)

 

Przy Dużym Stole: Domowy ketchup – 10 minut

Domowy ketchup
(porcja na ok. 0,5 l)

400 g koncentratu pomidorowego
0,5 szkl. cukru trzcinowego, nierafinowanego
0,5 łyżki miodu
(można podmienić cukier na więcej miodu, ale wtedy trzeba "do smaku")
0,5 łyżeczki zmielonej gorczycy
0,5 łyżeczki soli
0,5 łyżeczki cynamonu
4 goździki
2-3 ziarna ziela ang.
0,5 łyżeczki kolendry, ziaren
kilka kropli tabasco
1/2-2/3 szkl. letniej wody
3-4 łyż. octu winnego
ew. sos Worcestershire – jeśli jesteście szczęśliwymi posiadaczami oryginalnego :)

Czemu należy się mielenie, to zmielić, jak najdrobniej, w młynku do kawy.
W misce zmieszać wszystkie składniki, do rozpuszczenia cukru.

Gotowe :) Smacznego!

sobota, 15 marca 2014

Szybka zielona zupa-krem z groszku i szpinaku

Przy Dużym Stole: Szybka zielona zupa-krem z groszku i szpinaku

 

Wiosnę czuć! Może nie wszędzie w ten weekend, ale w kościach to już na 100%, a wiosną celebrujemy zieleń i łakniemy witamin.

Przynajmniej ja łaknę, może nie osobiście, ale cielsko się domaga. Pewnie wie, co mówi, więc nie protestuję, tylko te witaminy ubieram w smaczne formy.

Ta konkretna zupa jest też moim rekordem życiowym, w prędkości przygotowania – mając mrożony bulion można ją przygotować w 7 minut, z zegarkiem w ręku, serio, ale o tym w przepisie.

Chciałam tylko donieść jeszcze, że ożywienie na blogu za przyczyną Gosi z Trochę Innej Cukierni i jej akcji “Zielono mi”.

 

 

Przy Dużym Stole: Szybka zielona zupa-krem z groszku i szpinakuZielona zupa-krem z groszku i szpinaku
(4 porcje, na oko)

230 g mrożonego groszku
130 g mrożonego szpinaku
3 porcje bulionu mrożonego (3x75 ml)
wrzątek
4-6 łyżek słodkiej śmietany
sól, pieprz, gałka muszkatołowa/pieprz ziołowy
solidna garść orzechów włoskich/pestek dyni
ew. oliwa z oliwek

Potrzebne będzie na początek ok. 750 ml wrzątku, więc spokojnie nastawiamy czajnik elektryczny i lecimy zajęć się resztą.

Mrożonki wyciągamy, spokojnie sobie odmierzamy (ważyłam specjalnie dla Was, ale na oko, to szpinaku 2-3 “brykiety, groszku z 6 garści). Wstawiamy garnek na kuchenkę, grzejemy, dokładamy bulion mrożony, zalewamy wrzątkiem. Teraz szpinak do gara z bulionem i jak się tylko rozmrozi, to miksujemy dokładnie blenderem (tak, w garnku, od tego są blendery zanurzeniowe).

Dorzucamy groszek, a na drugi palnik wstawiamy patelnię, na której prażymy orzechy/pestki dyni, wrzucamy do tostera tosty i sprawdzamy groszek (tylko nie rozgotować mi go tu, ma smakować jak ze strączka prosto, a nie z puszki w głębokim socjalizmie). Miksujemy zupę z groszkiem, doprawiamy, dodajemy śmietanę. Wlewamy na talerze, posypujemy orzechami, pestkami, możemy polać oliwą, jeśli mamy taką przedniej jakości.

Podajemy z grzankami. Smacznego :)

środa, 5 lutego 2014

Gęsty przecier z jabłek, bomba witaminowa do picia

Przy Dużym Stole: Gęsty przecier z jabłek, bomba witaminowa do picia

 

Może i słońce się pokazało ostatnio, ale pora roku taka, że trzeba się podeprzeć witaminami dla bezpieczności, zadbać o siebie i bliskich. Nie wiem jak Wy, ale ja sama niechętnie sięgam po całe owoce jak zimno za oknem. Jakoś mam wrażenie, że nawet w dotyku są zimne, chociaż niby “w temperaturze pokojowej”.

Wymyśliłam dziś sposób, żeby się dopompować zdrowiem i oszukać wrażenie chłodu. Zmiksowałam blenderem trochę dobroci i, ku mojemu zaskoczeniu, w efekcie otrzymałam gęsty mus, podobny do tartych jabłek ze szczenięctwa. Pamiętacie z dzieciństwa jabłka ucierane ta szklanych/plastikowych tarkach?

Oczywiście możliwa jest też wersja dla dorosłych li i jedynie – można dodać na każdą porcję po łyżce Amaretto, Limoncello, czy co tam Wam w duszy zagra… ;)

Części jabłek nie obieram ze skóry, raz, że więcej witamin zostanie, tych co się zaraz pod skórką właśnie czają, dwa, że czerwona skórka dodaje całości ładnego koloru. No i można sobie do pracy/szkoły zabrać na drugi dzień, w nieulepszonej wersji oczywiście, tylko wstrząsnąć przed użyciem, bo się rozwarstwi siłą rzeczy. Dodatek mandarynek/pomarańczy i cytryny zapobiegnie ciemnieniu, czyli utlenianiu.

Przy Dużym Stole: Gęsty przecier z jabłek, bomba witaminowa do piciaGęsty przecier z jabłek
(ok. 750 ml=3 szkl.)

3 duże jabłka
3 duże, soczyste mandarynki/pomarańcze
1 cytryna

Z cytrusów, do dzbanka, wycisnąć sok, wkroić jabłka (bez gniazd nasiennych, część można zostawić ze skórką). Dokładnie zmiksować blenderem.

W wersji dla dorosłych można na każdą porcję dodać po łyżce Amaretto, Limoncello, czy co tam Wam w duszy zagra… ;)

Gotowe! Smacznego :)

niedziela, 12 stycznia 2014

Delikatny sernik czekoladowy

Przy Dużym Stole: Delikatny sernik czekoladowy

Ten kubełek sera czekał w lodówce na zajęcie się nim już chwilę. Od świąt ja czekałam na sernik, nie ten Pogoriowy, który naprawdę był jabłecznikiem pysznym (długa historia), ale sernik-sernik. Z oryginalnego przepisu ostały się tylko proporcje niektórych składników, o ile dobrze przeliczyłam z metrycznych “oz.”, które zawsze mnie o konfuzję przyprawiają. Dużo pozmieniałam – w oryginale sernik mieszka w cieście z pokruszonych ciastek Oreo i masła, u mnie – ze zwykłych herbatników, kakao rekompensującego czekoladowości Oreo i maślanki, która nadrabia za mokrość ich nadzienia. No co? Trzeba sobie radzić, tak? ;) No i czekolada, najlepiej ciemna, gorzka, 70-80 % kakao, tu nie ma co oszczędzać.

Rozdrobnić ciastka w malekserze? Skąd ja niby wezmę malakser? Dobra, w ręcach kruszymy i dokańczamy drewnianą pałką.Przyciąć papier do pieczenia na wielkość dna formy? Tia, a może zwyczajnie kwadrat położyć na dnie i zamknąć na tym obręcz, dodatkowo uszczelniając formę, lepiej?

Przy Dużym Stole: Delikatny sernik czekoladowy

Przy Dużym Stole: Delikatny sernik czekoladowyDelikatny sernik czekoladowy

1 łyż. masła, do natłuszczenia formy

250 g herbatników
2 czubate łyż. kakao
6 łyż. maślanki
85 g masła, stopionego

360 ml cukru
900 g sera mielonego
[i tu się okazuje, że niektórzy producenci piszą
na opakowaniu 1000 g, a jest 940…]
3 duże jajka
240 ml maślanki
2 łyż. likieru czekoladowego/amaretto
250-260 g dobrej, gorzkiej czekolady
[część dałam 74%, część 80%]

Nagrzać piekarnik do 170-175°C. Przygotować szczelną formę, w której zmieści się forma do pieczenia o średnicy 32 cm, będziemy piec w kąpieli wodnej i to nie takie trudne, jak się wydaje, ale o tym zaraz. Na blacie położyć dno okrągłej formy o średnicy 32 cm, na nim większy kawałek papieru do pieczenia, na tym zamknąć obręcz, jak widać na zdjęciu powyżej. Całą blachę natłuścić masłem , zawinąć w folię aluminiową i odstawić.

Pokruszyć herbatniki, nie musi być jakoś super dokładnie, wmieszać kakao, dodać 6 łyżek maślanki i stopione masło. Dokładnie wymieszać, przesypać do przygotowanej okrągłej formy, mokrymi dłońmi ugnieść z masy boki i dno.

Czekoladę stopić w kąpieli wodnej – najłatwiej chyba przygotować 2 garnki, większy i mniejszy, mieszący się wygodnie w dużym. Tak sobie dyndający oparty uszami o rant większego. Cały wic polega na tym, żeby woda gotująca się w większym dotykała dna małego i ciepło roztopiło czekoladę. Wodę gotuję w czajniku, szybciej jest :)

Ser z cukrem zmiksować, do rozpuszczenia cukru, wmiksować po 1 jajku, dolać maślankę, likier, wymieszać uczciwie i na koniec, miksując, dolać cienkim strumieniem czekoladę.

Sernikową masę wlać do przygotowanej i wyłożonej ciastem formy. Tego dość sporo jest (u mnie sięgało jakieś 1,5 cm do brzegu ciasta), ale nie rośnie przy pieczeniu prawie wcale, zsiada się tylko. Formę z sernikiem wstawić do większej, wszystko razem do nagrzanego piekarnika i dopiero teraz, do większej formy, wlać 2-2,5 cm gorącej wody.

Po robocie, można zrobić kawę i nastawić się na czekanie, może być aktywne ;) Sernik piecze się 70-80 minut. Bez strachu, temperatura jest przecież niska :) Po upieczeniu sernik przypomina konsystencją galaretkę, muszę przyznać, że miałam lęki, ale po wyjęciu z piekarnika i wystygnięciu jest jak było zaplanowane – delikatny, musowy prawie, czekoladowy i pyszny. Zupełnie wystudzony sernik wyłuskujemy z formy – przeciągamy wąskim nożem między ściankami ciasta a blaszką i otwieramy obręcz. Dalej już wiecie. Przechowywać w lodówce!

Smacznego!

LinkWithin

Blog Widget by LinkWithin